Andrzej Chachuła – blog historyczny

9 paździer. 2016
Kategorie: Bez kategorii

Historia Parlamentu Francuskiego Część IV (1743 – 1771r.)

Opublikowano: 09.10.2016, 18:42

 

W 1743 roku zmarł Fleury, który chociaż nie nosił tytułu pierwszego ministra i formalnie nim nie był, to jednak prowadził sprawy państwowe zręcznie utrzymując króla pod swoim wpływem. W chwili jego śmierci Ludwik XV miał 33 lata i miał już na tyle wiedzy oraz doświadczenia że mógł się osobiście zająć sprawami swego królestwa. Z pewnością nie był lekkoduchem za jakiego niektórzy go uważają  zasugerowani jego licznymi przygodami erotycznymi ale te absorbowały tylko jego wolne chwile. W sumie traktował swe obowiązki bardzo poważnie. Pracował w swym gabinecie od rana przeważnie do godzin popołudniowych. Niektórzy historycy (Gaxotte) uważają że po Henryku IV był najinteligentniejszym z Bourbonów. Współczesny mu d’Argenson tak o nim napisał: „Lubi papier, studia, lekturę, a nawet dużo pisać…”.

Znalezione obrazy dla zapytania Louis XV Ludwik XV

Był jednak politykiem gabinetowym który nade wszystko przedkładał ciszę swego gabinetu. Nie lubił obcowania z ludźmi i nie miał takiego daru wymowy czy umiejętności nawiązywania kontaktów jak jego dziadek, Ludwik XIV. Z tych powodów był politykiem który raczej wolał narzucać swą wolę niż szukać porozumienia. Wolne chwile spędzał w swoich apartamentach w części pałacu wersalskiego zwanej małymi gabinetami w wąskim gronie  do którego byli dopuszczani wyłącznie przedstawiciele najwyższej arystokracji. Ten jego tryb życia i pracy powodował że był trochę odcięty od świata bo znać rzeczywistość z raportów i donosów to nie wszystko. Początkowo nie reagował na przykład na rozpowszechniane przeciwko niemu kalumnie, co było wielkim błędem ze względu na skalę rozpętywanej przeciwko niemu nagonki i co w niemałym stopniu przyczyniało się do wyskoków parlamentu.

 

Spory Religijne powracają

W chwili śmierci Fleury Francja była uwikłana w Wojnę o Sukcesję Austriacką. W 1747 roku parlament odmówił rejestracji nowych podatków. Wówczas najważniejszy minister, d’Argenson, podał się do dymisji i wojnę zakończono. 18 października 1748 roku zawarto pokój w Aix-La-Chapelle. Pozostały jednak do spłacenia zaciągnięte na wojnę długi. Generalny kontroler finansów, Machault, nałożył nowe podatki, posunął się jednak daleko bowiem narzucił je również Kościołowi. Ten płacił dotąd tzw. „dobrowolny dar”. Nie była to bynajmniej dobrowolna kwota ale wynegocjowana przez stronę królewską z przedstawicielami kleru. Arbitralne narzucenie wielkości wpłat budziło niezadowolenie które zostało jednak skutecznie przytłumione sporami religijnymi. Bowiem w 1750 roku odżyła sprawa jansenistów.

Stało się to przede wszystkim za sprawą Boyer, dawnego współpracownika Fleury i wroga jansenistów którego Ludwik XV mianował dysponentem kościelnych beneficjów co dawało mu wpływ na obsadzanie kościelnych stanowisk. W 1746 roku dzięki jego zabiegom arcybiskupem Paryża został Beaumont, który, by ostatecznie skończyć z jansenistami, wprowadził świadectwa spowiedzi. Według jego zarządzeń księża mogli udzielać ostatniego namaszczenia tylko tym którzy przedstawili świadectwo spowiedzi u księdza uznającego bullę Unigenitus. Sprawa była na tyle poważna, że bez ostatniego namaszczenia zmarły nie mógł być pochowany na cmentarzu. Przeciwny tym świadectwom spowiedzi był parlament i rodziny tych którym odmówiono ostatniego namaszczenia odwoływały się do niego. Kroki podjęte przez Beaumont zrobiły jednak swoje i wkrótce w Paryżu pozostało ledwie 6 – 7 jansenickich proboszczów.

Mimo to liczba jansenistów nie malała, a nawet rosła, z tym że ruch ten coraz bardziej schodził do podziemia no i parlament wyraźnie z nimi sympatyzował. Skutek poczynań Beaumont był jednak również taki że parlament nakładał grzywny na proboszczów. Sytuacja stawała się dla nich nieznośna bowiem jeżeli udzielili ostatniego namaszczenia janseniście to postępowali wbrew zarządzeniom arcybiskupa, swego kościelnego przełożonego. Jeżeli nie udzielili to narażali się na grzywnę nałożoną przez parlament. I nie była to bynajmniej czcza formalność bowiem represje parlamentu godziły nawet w biskupów którym konfiskowano meble i  nakładano areszt na dochody jeżeli nie zapłacili grzywny.  Poczynania parlamentu w tej sprawie wspierał po cichu Machault który w ten sposób zmuszał kler do płacenia narzuconych przez niego podatków.

Wspierała je również bardzo wpływowa na dworze pani de Pompadour. Była powiązana z finansistami chętnymi do zbierania podatków z kościelnych dóbr i jednocześnie rozeźlona na kler który ustawicznie atakował ją za cudzołóstwo. W 1752 roku sprawa świadectw spowiedzi się zaostrzyła. Parlament nałożył wówczas grzywnę na proboszcza Boitin za to że odmówił namaszczenia sędziwemu proboszczowi-janseniście Le Maire i ten zmarł bez namaszczenia. Sytuacja stała się na tyle poważna że do króla przybył pierwszy prezydent jednej z izb parlamentu, Rene-Nicolas-Charles-Augustin de Maupeau (1714 – 1792) z ostrzeżeniem że jeżeli Beaumont nie powściągnie swej gorliwości to Francji grozi schizma. Król wręczył mu wówczas zalakowane pismo i nakazał by nazajutrz odpieczętował je przed zebranym parlamentem i odczytał. Maupeau tak postąpił. Był to rozkaz królewski nakazujący zaprzestania wszelkich procedur przeciwko Boitin.

Znalezione obrazy dla zapytania rené nicolas charles augustin de maupeou Charles Augustin de Maupeau

Parlament ani myślał posłuchać i natychmiast wydał nakaz aresztowania Boitin, który jednak zdążył uciec. Kilka dni później parlament wydał głośny wyrok mówiący że Unigenitus nie jest artykułem wiary i oskarżonych o jej nieuznawanie nie powinno się ścigać. Sprawa uległa dalszemu zaostrzeniu. Kraj został zalany ulotkami i broszurami przekonywującymi za i przeciw. Parlament przygotował obszerne remonstracje które miały być przedłożone królowi. Ten po zapoznaniu się z nimi oświadczył ze nie życzy sobie ich wysłuchiwać. Wobec nieprzejednania króla w maju 1753 roku zebrał się parlament i oświadczył że zaprzestaje wszelkich prac za wyjątkiem tych prowadzonych przeciwko nadużyciom kleru.

Król podjął ostre środki: W nocy z 8 na 9 maja 1753 roku muszkieterowie dostarczyli nakazy aresztowania członkom izb dochodzeniowej i skarg, każdemu z osobna. Po czym każdego z osobna odwieziono na miejsca ich zesłania. Członków wielkiej izby pozostawiono na wolności, kiedy jednak następnego dnia wielka izba zebrała się i dowiedziała się o tym co się stało ogłosiła swoją solidarność z innymi izbami. Została w całości zesłana do Pontoise. Po tych wydarzeniach parlamenty prowincjonalne ogłosiły strajk solidarnościowy.

 

Izba Wakacyjna

Czas wygnania parlamentu był z pewnością przemyślany bowiem zbliżał się okres wakacyjny w którym co roku parlamentarzyści udawali się na urlop a ich obowiązki przejmowała izba wakacyjna. Tak było i tym razem. Powołana została izba wakacyjna w skład której wchodziło 6 doradców stanu i 21 mistrzów dochodzeń. Nie śmiała się jednak zbierać w siedzibie parlamentu, czyli w pałacu sprawiedliwości, i zbierała się w klasztorze Augustynów. W październiku po wakacjach nie została rozwiązana i otrzymała nazwę izba królewska. Nikt jednak nie traktował tego ciała poważnie. Nie uznawała go izba kryminalna parlamentu, Chatelet. Niedługo trzeba było czekać aż wynikną spore komplikacje. Zaczęły się w listopadzie 1752 roku kiedy to nijaki Sandrin, przestępca, został przez Chatelet skazany na szubienicę.

Palais-de-justice-paris.jpg

Pałac Sprawiedliwości w Paryżu. W XVIII wieku siedziba parlamentu

Odwołał się do izby królewskiej, która odrzuciła apelację i wyrok podtrzymała. Chatelet jednak nie uznało tego odrzucenia ponieważ nie uznawało żeby izba królewska była władna rozstrzygać apelacje. Skutek był taki że odmówiono powieszenia i Sandrin nie został powieszony. Za odmowę powieszenia delikwenta sędzia prowadzący sprawę Sandrin został wtrącony do Bastylii. Wówczas pracy zaprzestało również Chatelet i w Paryżu przestał działać jakikolwiek wymiar sprawiedliwości. Konflikt przybierał na sile a król nie bardzo wiedział co począć. Skłaniał się na stronę kleru bo ten był do niego przywiązany. Do parlamentu natomiast odnosił się z rezerwą bowiem stawał się coraz bardziej hardy i wyraźnie dążył do narzucenia mu kontroli. Środowiska parlamentarne prowadziły intensywną kampanię propagandową w której powoływano się m.in na czasy gotyckie.

Parlamentarni trolle głosili że królowie germańscy podejmowali decyzje tylko wówczas gdy zebrany lud wyraził zgodę. Później, kiedy naród stal się zbyt liczny, delegował swe uprawnienia swym przedstawicielom. To wówczas członek parlamentu, Barbier, po raz pierwszy napisał słowo „republikanie”. W 1753 roku jansenicki adwokat Le Paige wydał dzieło w którym dowodził że parlamenty o których pisał Tacyt miały swą kontynuację w czasach Chlodwiga. Inny troll parlamentu, Monteskiusz, napisał wówczas dzieło „Duch Praw”, które wkrótce stało się parlamentarną biblią. W sumie te wszystkie argumenty miały przekonywać  do podniesienia rangi parlamentu, przede wszystkim po to by mógł decydować o tym czy dana ustawa ma wejść w życie, czy nie. Parlament wysuwał również argument o poparciu społecznym i to nie bezpodstawnie, bo je miał.

Francuski polityk i dyplomata owych czasów, Bernis, powiedział o tym tak: „Siła parlamentu tkwi wyłącznie w głosie publicznym. Ferment w jego łonie nie znaczy nic jeżeli nie jest wsparty ogólnym fermentem”. Jednak mimo rozgorączkowanych umysłów i zażartych sporów nikt nie chwytał za broń, nie dochodziło do żadnych walk, nie zapłonął żaden stos. Wszystko ograniczało się do polemik słownych, rozpowszechniania wszelkiego rodzaju pism, pamfletów, oszczerstw. Czasy sprzed 150 lat, kiedy to Paryż pokrywał się z byle powodu barykadami odeszły w niepamięć. Że czasy się zmieniły tego z pewnością nie wszyscy zauważali. Pewnie nie dostrzegał tego zamknięty w swoim gabinecie król a przecież mógł przykładać więcej uwagi do tej propagandowej awantury i próbować jakichś porozumień.

 

Powrót Parlamentu

W 1753 roku coraz bardziej stawało się jasne że izba królewska nie jest w stanie zastąpić parlamentu. Nie można go było również go zlikwidować bowiem stan finansowy państwa nie pozwalał na wykup wszystkich stanowisk. Kiedy 23 sierpnia 1754 roku urodził się delfinowi kolejny syn, Du Barry, zresztą przyszły Ludwik XVI, skorzystano z okazji i parlament został odwołany z wygnania, niby z okazji jego narodzin. Prezydent parlamentu był podczas wjazdu do Paryża owacyjnie witany a izba królewska została zlikwidowana. Zaraz też zebrał się i rozpoczął remonstracje przeciwko poczynaniom arcybiskupa Paryża, Beaumont. Ten stawał się coraz bardziej nieugięty ale przesadził bowiem w końcu arcybiskupa miał dość nawet papież. Będący wówczas ambasadorem w Rzymie, Choiseul, wyjednał u papieża odwołanie go. We wrześniu  1754 roku król wezwał do Wersalu prezydenta parlamentu i arcybiskupa Beaumont.

Wysłuchał ich obu po czym przyznał rację prezydentowi parlamentu. Beaumont jednak nie ustępował i w końcu  w grudniu 1753 roku dostał od króla polecenie opuszczenia Paryża. Później rozpowszechniana była po Paryżu wieść, że parlament „kazał królowi ukarać arcybiskupa”. W rozpowszechnianiu takich pogłosek pomagała pani de Pompadour która nie znosiła Beaumont za to że atakował ją za życie w cudzołóstwie. Wiele z wrogich arcybiskupowi pism było redagowanych w jej biurze. Po usunięciu Beaumont, parlament zintensyfikował swe czynności przeciwko innym duchownym. Przywołał do porządku Sorbonę, która, dawniej jansenicka, stała się zwolenniczką Unigenitus. Nie potrafił jednak zachować w tym wszystkim umiaru i przeholował. 18 marca 1755 roku wydał zarządzenie które odmawiało Unigenitus zgodności z zasadami wiary.

To była już jednak za daleko posunięta ingerencja w kompetencje kościelne i król zareagował. Przypomniał że Unigenitus jest prawem Kościoła i skasował edykt. Wywarło to na parlamencie bardzo złe wrażenie a działo się to w przededniu Wojny Siedmioletniej która wybuchła w 1756 roku. Zaraz na początku wojska francuskie odniosły wielki sukces, zdobyły bardzo ważną angielską bazę na Morzu Śródziemnym, Minorkę. Do prowadzenia wojny potrzebne były jednak pieniądze. Król chciał wykorzystać euforię jaka zapanowała po zdobyciu Minorki i nakazał nowe podatki. Parlament jednak dość niespodziewanie się temu sprzeciwił. Zaczęły się remonstracje i protesty. Zwołane 21 sierpnia 1756 roku łoże sprawiedliwości nic nie dało. Za przykładem parlamentu paryskiego remonstracje zgłosiły również parlamenty prowincjonalne.

Po naradach król wyznaczył na 13 grudnia 1756 roku łoże sprawiedliwości. Bardzo możliwe że nastąpił wówczas fatalny zwrot bowiem król wybrał konfrontację z parlamentem. Niezaprzeczalnym faktem jest że opór parlamentu był podsycany przez królewskiego kuzyna, de Conti, który miał ambicje w stosunku do Europy Wschodniej, przede wszystkim dążył do korony polskiej. Zwrot Francji przeciwko Anglii rujnował te jego plany bo prowadził do przerwania zainteresowania Polską. De Conti, jako książę krwi był członkiem parlamentu i stał się duszą jego opozycji. Za przywódcę antykrólewskiej opozycji był uważany Le Paige, przyjaciel de Conti i bailiw jego paryskiej posiadłości, Temple, co gwarantowało mu bezkarność.

 

Sekret Króla kontra Parlament

W 1746 roku de Conti za aprobatą króla utworzył tajną służbę którą zaczęto nazywać Sekretem Króla. Chciał zostać królem Polski i ta służba miała mu w tym pomóc. Ponieważ o tych zamiarach nie poinformowano ministrów to cechą charakterystyczną tej służby było to że działała za ich plecami i bez ich wiedzy. W listopadzie 1756 roku de Conti oznajmił że rezygnuje z kierowania tą służbą, widział bowiem że jego plany co do Europy Wschodniej są obracane w niwecz. W ten sposób ta służba  straciła rację bytu, powstała przecież tylko po to żeby osadzić go na tronie polskim. Wszyscy wtajemniczeni sądzili że zostanie zlikwidowana. I tu zaskoczenie, tak się nie stało. Ludwik XV postanowił zachować ją dla swoich celów (zachowała się odnośna korespondencja).

Na jej czele postawił Charles de Broglie jednego z najważniejszych jej dotychczasowych agentów, byłego ambasadora w Polsce, który miał podlegać tylko jemu. Nominację na to stanowisko nadał mu 1 stycznia 1757 roku. Oczywiście agenci tej służby, z de Broglie włącznie, wywodzili się z klienteli de Conti, który na pewno nie zerwał z nimi kontaktów ale też po przejęciu nad nimi kontroli król mógł się wiele dowiedzieć o opozycyjnej aktywności de Conti i parlamentu. Zapewnienie sobie usług tajnej służby w takim momencie wskazuje że król, zamiast szukać z parlamentem jakiegoś porozumienia, postawił na cichą konfrontację z użyciem jakichś manipulacji i pokrętnych metod. Jawne działania lekceważył do tego stopnia że początkowo nie próbował nawet neutralizować skierowanej przeciw niemu zajadłej kampanii propagandowej w której nie dostrzegał niczego groźnego. Jakaś reakcja na zalew antykrólewskiej literatury nastąpi trochę później.

Była to chyba fatalna decyzja i Bourboni wkroczyli na niebezpieczną ścieżkę. Pokazała to przyszłość. Przecież w styczniu 1793 roku Ludwik XVI trafił na szafot przede wszystkim dlatego że odkryto w Tuillerie żelazną szafę, czy jak twierdzą niektórzy, tajny gabinet gdzie był mnóstwo drażliwych dokumentów gromadzonych przez tajne służby od początków istnienia Sekretu. Maria Antonina trafiła na szafot  przez innego agenta Sekretu, barona de Breteuil, swego złego ducha.

W każdym razie w końcu 1756 roku wiele było do rozstrzygnięcia. W październiku 1756 roku dotarła do Paryża wydana przez papieża Benedykta XVI ugodowa encyklika Ex Omnibus. Ta nowa encyklika przypominała że bulla Unigenitus  nadal obowiązuje ale znosiła obowiązek posiadania zaświadczeń spowiedzi. Parlament natychmiast skrytykował i tą encyklikę bowiem powielała edykt wydany przez niego już w marcu tego roku.

 

Kolejne Starcie z Parlamentem – Zamach Damiensa

13 grudnia 1756 roku odbyło się zapowiedziane łoże sprawiedliwości. Towarzyszyła mu imponująca asysta wojskowa. Król przybył zdecydowany by raz na zawsze skończyć z opozycją. Zabrał głos i oznajmił m. in że odtąd tylko sądy są uprawnione do sądzenia w sprawie odmowy sakramentów. Nakazał rejestrację edyktów wynikających z papieskiej encykliki. Wszystkie wydane edykty miały być rejestrowane nazajutrz po odpowiedzi króla na ewentualną remonstrację. Oznajmił także o likwidacji dwóch izb skarg które uznawano za najbardziej wichrzycielskie. Zabronił wszelkiego przerywania obowiązków. Całe przemówienie utrzymane było w nieznoszącej sprzeciwu formie, pełne napomnień i ostrzeżeń. Zakończył je słowami: „Panowie, usłyszeliście moją wolę. A wiedzcie że potrafię narzucić swoją władzę wszystkim tym którzy nie będą chcieli słuchać”. Po tych słowach zapanowała martwa cisza i wszyscy się rozeszli.

Znalezione obrazy dla zapytania Lit de justice tableau

Łoże Sprawiedliwosci Ludwika XV

Parlament jednak ani myślał podporządkować się woli króla i przerwał pracę. Niedługo potem do protestu przyłączyli się powiązani z parlamentem adwokaci. Zaczęła się skierowana przeciw królowi oszczercza propaganda, tym skuteczniejsza że nikt na nią nie reagował. W galerii wersalskiej rozwieszano złowieszcze plakaty. Na jednym widniał napis: „Decyzja mennicy: Źle bity Ludwik będzie bity raz jeszcze”. W takiej atmosferze 5 stycznia 1757 roku na króla dokonany został zamach. Nijaki Damiens ugodził go scyzorykiem i zadał mu niegroźną w sumie ranę, miało to w zasadzie raczej charakter ostrzeżenia. Zamachowcem był zawodowy służący, w sumie biedak otoczony luksusem, wyraźnie pod wpływem parlamentu. Służył m. in u kilku jego członków i był przez nich dobrze traktowany. W ich domach przysłuchiwał się prywatnym rozmowom jakie prowadzili parlamentarzyści pełnych krytyk pod adresem króla i rządu.

Był poza tym pod silnym wpływem swego sąsiada, konwulsjonisty Gautier, który był bratem doradcy parlamentu. Na królu ten zamach zrobił ogromne wrażenie i urazy do parlamentu zostały zapomniane. Dochodzenie w tej sprawie powierzono wielkiej izbie parlamentu. Ta 26 marca 1757 roku skazała Damiensa na śmierć. Został stracony następnego dnia w haniebnie okrutny sposób. Dopiero po przeprowadzonym dochodzeniu i procesie Damiensa, Ludwik XV przekonał się jak wielką rolę odgrywa propaganda. Ukazało się królewskie ogłoszenie grożące śmiercią każdemu kto będzie inspirował wrogie królowi paszkwile i literaturę, powołana została cenzura. Jest charakterystyczne że Ludwik powierzył ją swej tajnej służbie bowiem głównym cenzorem uczynił wysokiego funkcjonariusza Sekretu, Tercier. Widać było że bardziej ufa pokrętnym manipulacjom niż porozumieniom.

Tercier nie wywiązał się z tego zadania najlepiej bowiem już w lipcu 1758 roku nieopatrznie dopuścił do druku dzieło o charakterze hedonistycznym nijakiego Helvetiusa „O Duchu”. Wywołało to niesłychany skandal. W sprawę musiał osobiście zaangażować się król by zakazać druku tej książki i wycofać ją ze sprzedaży. Oczywistym stało się ze Tercier i tajna służba nie radzą sobie z obowiązkami cenzora. Zaczęły ubiegać się o nie Sorbona i parlament. Ostatecznie powierzono to parlamentowi który skorzystał z okazji i przy okazji zakazał druku oraz rozpowszechniania również tych książek które były mu niemiłe np. encyklopedii, „Religii Naturalnej” Voltaire. Zakazane książki były uroczyście palone przez kata.

 

Choiseul

W 1758 roku ministrem spraw zagranicznych został Etienne-Francois de Choiseul. Trwała wówczas  Wojna Siedmioletnia która już od pewnego czasu przybierała dla Francji niepomyślny obrót. Niedługo potem Choiseul otrzymał jeszcze inne ministerstwa i stał się najważniejszym ministrem. Był dobrze widziany przez parlament przede wszystkim dlatego że jego żona pochodziła ze środowisk parlamentarnych, poza tym szczerze dążył do jakiegoś ułożenia sobie z nim stosunków. Nie było to łatwe parlament bowiem nadal przysparzał królowi kłopotów. W lutym 1760 roku wydał tzw. „straszliwe zarządzenia”. Była to zapowiedź odmowy rejestracji nowych podatków i żądanie by król rozliczał się ze wszystkich wydatków, nawet tajnych. Były to niesłychane podówczas żądania i wielu członków rządu zalecało jak najostrzejsze środki. Zaraz też rozpoczęto zwykłe restrykcje (areszty, wygnania parlamentarzystów).

Jednak dalsze prowadzenie wojny w warunkach takiego parlamentarnego bojkotu było niemożliwe, tym bardziej że przeciwniczka Francji, Anglia, bez szemrania znosiła wyśrubowane do granic obciążenia fiskalne, narzucane z kolei przez parlament angielski. Choiseul, wierny swej polityce współpracy z parlamentem, by go zjednać, wsparł go przeciwko jezuitom którzy znaleźli się wówczas w bardzo trudnej sytuacji bowiem w wyniku wojny ponieśli duże straty na Martynice. Ich tamtejsze faktorie, na które zaciągnęli kredyty, zostały zniszczone i obrabowane przez Anglików co doprowadziło ich do niewypłacalności. Przy okazji skupiły się wokół nich wszystkie zadawnione i skierowane przeciw nim żale a przede wszystkim nienawiść jansenickiego parlamentu.

Efekt był taki że publicznie spalono 24 tomy jezuickiej teologii, zabroniono im przyjmowania nowicjuszy, publicznego nauczania aż wreszcie 1 sierpnia 1762 roku parlament nakazał im zaprzestanie wszelkiej działalności a 2 lata później Ludwik XV wydal edykt o likwidacji zakonu w czym naśladowały go Hiszpania, Obie Sycylie, Parma i Malta. Uderzenie w jezuitów życzliwie usposobiło parlament, nie na tyle jednak by posłusznie rejestrował podatki i trzeba było zrezygnować z wojny. 15 lutego 1763 roku zawarto w Hubertsburgu traktat kończący Wojnę Siedmioletnią. W ten sposób Francja, bogata monarchia, licząca ponad 20 milionów ludności, przegrała wojnę z liczącą 7 milionów ludności Anglią. Niewielu jednak było we Francji takich którzy byliby gotowi podarować Anglii to upokorzenie. Takiego zamiaru nie miał bynajmniej Choiseul ale zdawał sobie sprawę że bez współdziałania parlamentu wszelka próba rewanżu na Anglii jest niemożliwa.

Dlatego dalej prowadził swą politykę pojednawczą wobec parlamentu i 14 grudnia 1763 roku z jego poręki stanowisko Kontrolera Generalnego Finansów objął Clement Charles Francois de l’Averdy, jansenista, członek izby dochodzeń parlamentu. Było to ze strony Choiseul wielki ukłon w stronę parlamentu. Dotąd żaden parlamentarzysta nie został kontrolerem generalnym finansów. W grudniu 1763 roku powierzył też parlamentom wykonanie nakazanego przez króla katastru który miał umożliwić sprawiedliwe rozłożenie podatków. Dawało to gwarancje że parlamentarzyści, przeważnie bardzo bogaci ludzie i mnóstwo innych powiązanych z nimi, będą mogli się od tych podatków w dużym stopniu wyłgać. L’Averdy zdawał się być zjednany dla sprawy króla, parlamenty w końcu też, zatem jego dekrety o nowych podatkach nie napotkały żadnego oporu.

Mogłoby się wydawać że wysiłki Choiseul na rzecz porozumienia z parlamentami przynoszą owoce i w końcu konstruktywna współpraca z parlamentem staje się faktem.  Nie wszystko jednak przebiegało idealnie. L’Averdy przy wsparciu Choiseul próbował pewnych reform, na przykład wprowadzenie wolnego handlu zbożem, co powodowało pewne niepokoje społeczne. Miały one swe odbicie również w parlamentach, tym bardziej że po wygnaniu jezuitów przestały być absorbowane konfliktami religijnymi i mogły więcej uwagi poświęcać tym co się dzieje wokół nich. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Najpierw dały znać o sobie w Tuluzie gdzie  w wyniku jakiegoś zatargu parlament kazał aresztować królewskiego namiestnika prowincji. To już było jawne zlekceważenie władzy królewskiej i nie można tego było pozostawić bez reakcji.

Dał wówczas znać o sobie Voltaire zresztą zawsze  niechętny parlamentom i zawsze gotów przeciw nim wystąpić. Wykorzystał sprawę Jeana Calas straconego rok wcześniej z wyroku tego parlamentu za zabójstwo syna. Ów miał się dopuścić tego czynu dlatego że syn chciał zostać katolikiem, sprawa była jednak niejasna.  Voltaire zażądał rehabilitacji Jean Calas i rozpoczął w tym celu kampanię propagandową w wyniku której Rada Królewska unieważniła wyrok po czym w 1765 roku nastąpiła uroczysta rehabilitacja Jean Calas. Cios zadany parlamentowi Tuluzy był celny nie był to jednak koniec kłopotów monarchii francuskiej która uważała się za absolutną. O wiele większe problemy dały o sobie znać w Bretonii.

 

Bretonia

W kwietniu 1765 roku w stolicy Bretonii, Rennes rozpoczął się brzemienny w skutkach ciąg wydarzeń. Zebrały się tam wówczas bretońskie stany generalne. W tej prowincji zbierały się co 2 lata i mógł na nie przybyć każdy szlachcic, przez co były równie wichrzycielskie i nieobliczalne co polskie sejmiki. Dość niespodziewanie uchwaliły że do nałożenia podatków w prowincji potrzebna jest zgoda lokalnego parlamentu mającego siedzibę w Rennes. Ten parlament z kolei, równie niespodziewanie, złożył remonstrację skierowaną przeciwko edyktom podatkowym L’Averdy, nie bacząc na to że inne parlamenty te edykty zaakceptowały. W tle tego wszystkiego była rywalizacja dwóch pałających do siebie nienawiścią ludzi: prokuratora generalnego parlamentu w Rennes, Louis-Rene de Caradeuc La Chalotais  i królewskiego namiestnika prowincji, d’Aiguillon. To ten pierwszy stał za taką właśnie decyzją parlamentu i za kierowanymi przeciwko d’Aiguillon oskarżeniami o despotyzm itp.

 Louis-Rene de Caradeuc La Chalotais

Wobec takiego obrotu sprawy król wezwał parlament z Rennes do Wersalu i w ostrych słowach przywołał go do porządku. Nic to nie dało i to znowu przede wszystkim za sprawą La Chalotais. Jak zwykle w takich przypadkach nastąpiły kolejno po sobie remonstracje, nakazy, odwołania itp. Aż wreszcie doszło do tego że kiedy  d’Aiguillon kazał porozwieszać na murach królewskie obwieszczenie parlament kazał je pozrywać. Wszystko stanęło na ostrzu noża. Kiedy król zagroził represjami parlament zaprzestał pracy. Obowiązków nie przerwało jedynie 12-tu wiernych królowi parlamentarzystów. Król wydał edykt pozbawiający strajkujących parlamentarzystów urzędów i powołał w Bretonii prowizoryczną izbę w skład której weszło owych 12-tu wiernych mu parlamentarzystów. Mieli oni sądzić swych kolegów którzy przerwali pracę. Spotkali się jednak z taką nienawiścią i nagonką na siebie że nie odważyli się na to.

Odmówili po prostu sądzenia swoich kolegów. W imię solidarności odmówiły tego również inne parlamenty. Wszystko to odbywało się przy akompaniamencie rozpętanej do niesłychanych granic antyrządowej i antykrólewskiej kampanii pamfletów oszczerstw i pomówień. W końcu w nocy z 10 na 11 listopada 1765 roku z rozkazu króla zatrzymano La Chalotais w jego własnym domu i dokonano rewizji. Znalezione u niego papiery dawały podstawę do aresztowania go i oskarżenia o knowania przeciwko władzy królewskiej. Został uwięziony wraz z trzema innymi parlamentarzystami. Zaraz też rozpoczęto przeciwko niemu śledztwo. Prowadzili je dwaj komisarze: królewski Le Noir i przedstawiciel parlamentu, Charles Alexandre de Calonne (1734 – 1802). Było prowadzone rzetelnie i czyniło szybkie postępy, jednak wiosną 1766 roku król niespodziewanie kazał je przerwać a La Chalotais został skazany tylko na wygnanie i to raczej dla formy.

Jako jedyne wytłumaczenie swej decyzji król podał że nie chce szukać winnych. Wówczas zdymisjonowani parlamentarzyści z Rennes odpowiedzieli: „Skoro nie ma winnych to dlaczego odmawia się nam powrotu”. Król wówczas: „Mam swoje powody”. Postępowanie króla było niezrozumiałe dla wszystkich i stanowiło  pole dla najróżniejszych domysłów, insynuacji itp. Chętnie słuchano oskarżeń o despotyzm, nadużycia, którym jak zwykle towarzyszyły pomówienia, oszczerstwa itp.

 

Anne Couppier

Te wszystkie niedomówienia i domysły brały się stąd, że król nie mógł podać prawdziwej przyczyny swego postępowania. A ta była następująca:
Otóż jest powszechnie wiadomym że Ludwik XV uwielbiał kobiety. Miał mnóstwo kochanek które zmieniał w oszałamiającym tempie. Taka częsta zmiana partnerek ma niewątpliwie doskonały wpływ na charakter mężczyzny. Tak było i z Ludwikiem XV. Po prostu mając 51 lat doszedł do wniosku że nareszcie się wyszumiał, poczuł się monogamistą i się w końcu zakochał w kolejnej kochance. Tą szczęściarą była poznana w 1761 roku, 24-letnia wówczas, Anne Couppier znana także jako de Romans. O tym że to mogła być nawet wielka miłość świadczy fakt że Ludwik zadecydował iż owoc tego związku, ich wspólny syn, zostanie legitymizowany i uznany za następcę tronu. Dowody na to był w miłosnych listach jakie Ludwik pisał do Anne.

Ta trzymała to wszystko oczywiście w wielkiej tajemnicy a jeżeli coś o tym szepnęła to tylko najbardziej zaufanym. Powoli jednak krąg wtajemniczonych rósł i Anne spacerując ze swym synkiem po paryskich ogrodach od czasu do czasu pokazywała ciekawskim damom małego królewicza. W końcu doniosło się to do pani de Pompadour która jako była królewska kochanka pewnie z irytacją o tym słuchała a była w owym czasie bardzo wpływową osobą. Można nawet powiedzieć że czymś w rodzaju premiera bowiem posiedzenia rady ministrów często miały miejsce w należącym do niej pałacu elizejskim i w jej obecności. Tak nawiasem mówiąc były to pierwsze posiedzenia rządu w tym pałacu. Gdy się dowiedziała o małym królewiczu i o listach nakazała przeprowadzić rewizję w domu Anne. I w ten sposób listy trafiły w ręce pani de Pompadour. Przechowywała je siebie.

Są świadectwa mówiące że tuż po jej śmierci w 1764 roku jej brat, markiz de Marigny, wyniósł z jej pokoju plik papierów. Z pewnością były tam owe nieszczęsne listy i trafiły w ręce tych co potrafili to wykorzystać. Dla Ludwika XV stanowiły wielkie niebezpieczeństwo bowiem podważały legalność jego korony. Chodziło o to że niektórzy wysuwali nie pozbawioną słuszności tezę że w 1715 roku królem powinien zostać Du Maine, legitymizowany syn Ludwika XIV i pani de Montespan, taka bowiem była intencja Ludwika XIV, tym bardziej że du Maine w chwili śmierci Ludwika XIV był mężczyzną dojrzałym i przygotowanym do przyjęcia ciężaru korony. Jednak wbrew woli zmarłego króla sukcesję po nim objął 5-cio letni Ludwik XV jako pochodzący w prostej linii ale nie legitymizowanej, co więcej, stało się tak na skutek decyzji parlamentu.

Teraz czyniąc starania o uczynienie następcą tronu swego syna z Anną Couppier, Ludwik XV postąpiłby tak samo jak jego dziad a zatem przyznałby słuszność tym którzy chcieli na następcę tronu Du Maine a nie jego. Niewątpliwie gdyby te listy zostały przekazane parlamentowi to ten wiedziałby jak je wykorzystać a stosunki parlamentu z królem do najlepszych nie należały. To dlatego że był zagrożony ich ujawnieniem potraktował łaskawie La Chalotais. Nie zrezygnował jednak z przybrania ostrego kursu wobec parlamentu co w takich warunkach nie było najlepszym pomysłem. W każdym razie wyznaczył na 3 marca 1766 roku łoże sprawiedliwości.

 

Ubiczowanie Parlamentu

3 marca 1766 roku zebrało się zwołane przez króla łoże sprawiedliwości. Strona królewska liczyła zapewne na wywarcie takiego wrażenia które przywróciłoby wystawiany stale na szwank respekt dla władzy królewskiej. Toteż król od razu wystąpił z ostrą reprymendą. Zaznaczył że parlamenty bezpodstawnie mienią się być reprezentacją narodu. O remonstracjach powiedział że są zniewagą magistratury. Przypominał że urzędnicy pracują pod władzą króla i to nie nad stanowieniem praw a nad ich rejestracją, ogłaszaniem i wykonywaniem. Mogą zwrócić na coś uwagę bo to jest obowiązek dobrych i pożytecznych doradców, ale nic ponad to.

Owo łoże sprawiedliwości może by i zrobiło należyte wrażenie i przeraziło magistratów, ale jak mogło do tego dojść kiedy w tym samym czasie La Chalotais powrócił z wygnania, jak gdyby nigdy nic, mając królewskie polecenia za nic. Po nim samowolnie powrócił do Rennes cały parlament. Przecież skoro La Chalotais niewinny to i nie ma całej związanej z nim sprawy i nie ma powodu żeby parlament nadal pozostawał na wygnaniu. Ludwik, pewnie sparaliżowany listami do Anny, nie zareagował. Zaraz po przystąpieniu do pracy magistraci z Rennes rozpoczęli porachunki z tymi wszystkimi co nie stawili oporu królowi. W takich warunkach wygłoszone 3 marca groźne królewskie przemówienie parlamentarzyści potraktowali pewnie jako okrzyki kogoś nawiedzionego.

To łoże sprawiedliwości zaraz zostało nazwane „ubiczowanym”. To jeszcze nie wszystko bowiem Ludwik dla świętego spokoju pozwolił na odwołanie paru wiernych mu urzędników miejsce których zajęli urzędnicy powolni parlamentowi. Wszystko to odbiło się szerokim echem a całą sytuację jaka powstała w wyniku tych wydarzeń najlepiej opisują słowa wypowiedziane do L’Averdy przez jednego z tych odwołanych: „Jeżeli służba dla króla jest hańbą to wkrótce nikt już nie będzie chciał mu służyć”. Można je uznać za kolejny kamień milowy na równi pochyłej po której staczał się królewski prestiż. Któż jednak mógł wiedzieć że cała ta sprawa została pogmatwana przez królewskie amory. Nie poprzestano na zrobieniu porządku z królewskimi urzędnikami i zabrano się również do intelektualistów atakujących parlament a przede wszystkim do Voltaire, który zaczepił parlament Tuluzy.

Posłużyła do tego sprawa La Barre. Był to młody, 20-letni mężczyzna, o trudnym charakterze. Pochodził z dobrej rodziny, opiekowała się nim ciotka. Wraz z dwoma kolegami dopuścił się w swym Abbeville chuligańskiego wybryku: zniszczył i sprofanował krucyfiks. W marcu 1766 roku, kiedy głośno było o „ubiczowanym” łożu sprawiedliwości, został za to skazany przez sąd w Abbeville na karę śmierci. Nikt jednak nie wierzył że ten wyrok zostanie wykonany. Skazany odwołał się do parlamentu. Ten jednak, ku powszechnemu zaskoczeniu, wyrok podtrzymał. Uzasadniano to poszlakami o tyle istotnymi że były analogie ze sprawą Damiensa. Przede wszystkim chodziło o to że obydwaj czytali zakazaną lekturę a szczególnie „Słownik Filozoficzny” Voltaire.

Znalezione obrazy dla zapytania La Barre XVIII siecle XX-wieczna statua de La Barre w Abbeville 

Krótko mówiąc by uderzyć w Voltaire nie wahano się stracić faceta który na pewno na to nie zasłużył i 1 lipca 1766 roku nieszczęśnik został stracony. Wywołaną tym traumę wykorzystali natychmiast parlamentarni trolle którzy krzyczeli: „Nie należy bawić się w palenie książek. Bóg żąda ofiary z ich autorów”. Było to wyraźnie wymierzone w Voltaire. Ten wziął to jak najbardziej na serio i schronił się w należącym do króla Prus, Cleves. Stamtąd kontynuował swoją antyparlamentarną kampanię nagłaśniając sprawy Jean Calas i La Barre. Posługując się ich przykładem żądał żeby parlamenty rozliczyły się z przelanej krwi ludzkiej. Konflikt z parlamentami eskalował coraz bardziej. W 1770 roku ośmielony skuteczną opozycją przeciw królowi parlament w Rennes rozpoczął proces przeciwko d’Aiguillon, który był diukiem i parem.

Oskarżono go, a jakże,  o intrygi przeciw La Chalotais i parlament wydał wyrok mówiący że d’Aiguillon jest pozbawiony parostwa do czasu aż oczyści się z zarzutów. Parlament Paryża, który jako jedyny nosił tytuł Trybunału Parów i tylko on miał prawo ich sądzić, podtrzymał wyrok.

24 grudnia 1770 roku król odsunął Choiseul. Pojednawcza polityka Choiseul w stosunku do parlamentu poniosła klęskę ale bardzo się do tego przyczyniły meandry prywatnego życia króla. Gdyby nie one to być może udałoby się uniknąć dalszego, tak brzemiennego w skutkach, konfliktu korony z parlamentami.

 

Parlament Maupeau

Po odsunięciu Choiseul wiadomym się stało że żadna ugodowa polityka wobec parlamentów już do niczego nie doprowadzi i że należy podjąć zdecydowane kroki. Zająć miał się tym Rene-Nicolas-Charles-Augustin de Maupeau. Niewątpliwie właściwy człowiek na właściwym miejscu. We wrześniu 1768 roku został kanclerzem i dotąd raczej sekundował pojednawczej polityce Choiseul wobec parlamentu. Po jego odejściu podjął jednak zdecydowane i przemyślane w stosunku do niego działania. Już w styczniu 1771 roku  wysłał do parlamentu edykt złożony z 3 artykułów.

W preambule zarzucał parlamentarzystom że za nic mają postanowienia innych ciał, że wysuwają poglądy grożące porządkowi publicznemu, że z premedytacją zaprzestają pracy i podają się do dymisji, że wymuszają na królu przyjmowanie ich delegacji. Zarzucał im również, że wszystkie parlamenty uznają się za jedne i niepodzielne i mówią o sobie jako o jednej klasie, a przecież powoływane były każde z osobna i w różnych datach. Że ośmielają się mówić o sobie jako o reprezentacji narodu i przyznają sobie prawo do nadzoru nad administracją i siłami porządkowymi. Że uzurpują sobie prawo do odrzucania i zatwierdzania ustaw w ten sposób stawiając się na równi z królem, a nawet wyżej od niego. Że uznając się za władnych do akceptowania lub odrzucania woli królewskiej nie biorą pod uwagę, że król swoją koronę otrzymał od Boga.

Po tej preambule zabronił parlamentom:
– posługiwać się pojęciami jedności, niepodzielności i innymi synonimami które świadczyłyby że wszystkie parlamenty stanowią jedność.
– Zabraniał przerywania prac i podawania się do umyślnej dymisji.
– Po odrzuceniu remonstrancji edykty miały być natychmiast rejestrowane i miały stać się obowiązującymi ustawami a parlamenty miały się im podporządkować natychmiast i w milczeniu.

Jak tylko parlamentarzyści zapoznali się z tym edyktem rozpoczęła się seria bezceremonialnych remonstrancji. Najradykalniejsi magistraci chcieli postawić Maupeau w stan oskarżenia. Pierwszy prezydent parlamentu, d’Aligre wręczył królowi memoriał w którym wrogowie magistratury zostali nazwani wywrotowcami. Apelował do niego by wydał ich na zemstę praw. Król przeleciał pismo wzrokiem i wrzucił je do ognia. Rozpoczęła się zwykła kolej rzeczy: ponawiane remonstrancje, łoża sprawiedliwości, protesty, delegacje z prośbami do króla i błagającymi go by przywrócił parlamentom honor. Sytuacja zaogniała się coraz bardziej aż wreszcie w nocy z 19 na 20 stycznia 1771r  do domu każdego z magistratów udało się po kilku muszkieterów i każdemu z nich zadali pytanie czy zgadza się na przystąpienie do pełnienia obowiązków.

Od każdego żądali krótkiej odpowiedzi: „tak” lub „nie”. W skład parlamentu Paryża wchodziło wówczas 233 magistratów. 50 odpowiedziało „tak”, 35 odmówiło odpowiedzi, reszta odpowiedziała „nie”. W dzień zebrali się ci magistraci którzy w nocy powiedzieli „tak” tym samym godząc się na podjęcie obowiązków. Gdy się dowiedzieli że wielu ich kolegów odmówiło przystąpienia do pracy ogłosili z nimi solidarność i również odmówili. Skutek tych wydarzeń był taki że 1/3 sędziów w królestwie z miejsca przestala wypełniać swe obowiązki a paraliż wymiaru sprawiedliwości postępował w sposób jak najbardziej klasyczny ponieważ niedługo potem do strajku solidarnościowego przystąpili adwokaci i uaktywnili się książęta krwi, z de Conti na czele. W parlamentach prowincjonalnych następowała widoczna mobilizacja.

Niezrażony tymi wszystkimi przeciwnościami Maupeau w szybkim tempie zorganizował parlament tymczasowy z nowymi doradcami stanu i mistrzami skarg i już w lutym 1771 roku nakazał mu zarejestrowanie swojego kolejnego edyktu oraz wydał cały szereg dobrze przemyślanych decyzji dogłębnie reformujących wymiar sprawiedliwości. Według nich:
– Sędziowie przestawali być właścicielami swych urzędów. Ten punkt miał kapitalne znaczenie bowiem swych urzędów nie będą już kupowali ale będą mianowani przez króla i przez niego opłacani. Mieli być jednak nieusuwalni by mogli zachować niezależność.
– Wymiar sprawiedliwości miał być dla podsądnych bezpłatny, nie musieli już wręczać sędziom różnych prezentów zwanych epice.
– Obszar podległy parlamentowi Paryża obejmujący 2/3 terytorium Francji został podzielony na 5 Wyższych Rad z siedzibami w: Lyonie, Poitiers, Chalons, Clermond-Ferrand i Blois.
Zlikwidowane zostały również pewne archaiczne przeżytki.

Usunięci magistraci starego parlamentu dostali 6 miesięcy na odbiór pieniędzy za swe urzędy. Nie kwapili się jednak do tego i pozostawali nieugięci. Liczyli że kanclerz nie znajdzie tylu sędziów ilu było potrzebnych do obsadzenia wszystkich stanowisk. Prawników we Francji jednak nie brakowało i wszystko zaczęło powoli wracać do normy. Wydawało się że kłopoty jakie od lat stwarzał parlament wreszcie się kończą.

 

Koniec Części IV.   CDN

 

Źródła:
Pierre Gaxotte – Siecle de Louis XV
Pierre Goubert – Introduction a l’Histoire de France.
Arlette Lebigre – Parlement Francais
Voltaire – Histoire de Parlement de Paris
Gilles Perrault – Secret du Roi
Wikipedia
 

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.