Marsz na Reims.
29 czerwca 1429 roku skoncentrowana w Gien wielka armia Karola VII wyruszyła w kierunku Reims. Jednak Karol VII nie wzniósł sztandaru królów Francji który, według legendy, angażował w sprawę króla św. Denisa i św. Karola Wielkiego ponieważ ten był przechowywany w Saint-Denis a mnisi tego opactwa popierali teraz sprawę burgundzką. Trzeba było poprzestać na głoszeniu przez Joannę że św. Denis jest „krzykiem Francji”. Rozgłos Dziewicy spowodował że armia przyciągnęła tylu chętnych że liczyła ponad 10 tys ludzi jednak nieudolna intendentura w żadnym razie nie była w stanie zapewnić takiej armii zaopatrzenia natomiast miasta na wieść o jej zbliżaniu barykadowały się a ludność z poza miast rozbiegała się na wszystkie strony z dobytkiem. 6 lipca armia stanęła pod murami Troyes które również jej nie wpuściło. Po 3 dniach zapanował głód i większość żołnierzy musiała się żywić kłosami lub zbożem na pniu.
W sobotę 9 lipca podczas porannej Rady La Tremouille a nawet arcybiskup Reims Regnault de Chartres radzili by zrezygnować z dalszego marszu. Ich opinie a przede wszystkim ta arcybiskupa wywołały wielkie wrażenie i Rada już była gotowa by podjąć decyzję o powrocie do Gien. Wtedy Robert le Macon zażądał by wezwano Dziewicę i ją wysłuchano. Król po krótkim wahaniu kazał ją wezwać. Joanna przybyła i oznajmiła że Troyes podda się nim miną 3 dni. Resztę dnia spędziła na straszeniu mieszczan pod murami miasta popartym ostentacyjnymi przygotowaniami do szturmu. I rzecz niezwykła, w niedzielę rano, 10 lipca 1429 roku, gdy w obozie francuskim zagrały trąby do szturmu, miasto rozpoczęło negocjacje. Poddało się królowi pod warunkiem że ten pozwoli anglo-burgundzkiemu garnizonowi miasta by wyszedł bronią i bagażami. Tak się też stało i biskup, notable oraz kapitanowie angielscy i burgundzcy opuścili miasto.
Joanna d’Arc przekonuje króla by kontynuował oblężenie Troyes
Karol VII pozostawił urzędników i funkcjonariusze Henryka VI na swoich stanowiskach ale odtąd mieli wykonywać swe obowiązki w jego imieniu. Zainaugurował wówczas politykę pojednania którą odtąd kontynuował we wszystkich ziemiach które, dobrowolnie czy nie, wróciły pod jego panowanie. Umiarkowanie Karola VII było tym bardziej godne uwagi że to właśnie w Troyes podpisano traktat który go wydziedziczał. Tym samym dawał dowody że potrafi wznieść się ponad nienawiści i sprzeczki stronnictw. Armia ruszyła dalej, w kierunku Reims.
Koronacja w Reims
W połowie lipca 1429 roku Karol VII stanął pod Reims. Swą kwaterę główną urządził w baszcie Sepsault, która była rezydencją arcybiskupów Reims, i czekał na poddanie się miasta. Partia Bedforda była w nim dość silna lecz garnizon anglo-burgundzki słaby i Reims nie miało innego wyjścia jak tylko poddać się Karolowi VII jednak mieszczanie żądali gwarancji. Gdy je otrzymali przedłożyli jeszcze kilka formalnych zastrzeżeń i skapitulowali a przyszło im to tym łatwiej że nie mogli oczekiwać żadnej pomocy od wyczerpanego Bedforda a nawet od diuka Burgundii który był pod wrażeniem zaskakującego wzrostu potęgi Karola VII i zamiast wysłać przeciwko niemu wojsko myślał o rokowaniach. W sobotę rano 16 lipca mieszkańcy Reims wręczyli królowi klucze do miasta. Ta symboliczna ceremonia uspokajała mieszczan, znaczyła że miasto poddaje się dobrowolnie i oczekuje uprzywilejowanego traktowania.
Koronacja według tradycji powinna mieć miejsce w niedzielę nie było więc czasu do stracenia i zaraz po otrzymaniu przez króla kluczy arcybiskup Regnault rozpoczął przygotowania do niej. W tym czasie miasto opuścili anglo-burgundczycy. Wśród nich był Pierre Cauchon, par kościelny Francji, biskup Beauvois. To że on, tak wielki dygnitarz, musiał uchodzić z powodu prostej dziewczyny z ludu, prawie że analfabetki, zapewne wywarło na nim niezatarte wrażenie i pewnie ją znienawidził. Podczas koronacji zastąpił go kto inny. Zaraz potem do miasta wszedł szwagier króla i zięć diuka Lotaryngii Rene d’Anjou z małym oddziałem posiłkowym, później paru innych mniej ważnych panów ze swymi oddziałami aż wreszcie triumfalnie król, Dziewica i cała armia. To na nich czekał tłum ciekawskich którzy się zbiegli nawet z sąsiednich miejscowości.
Jednak przedmiotem szczególnego zainteresowania była Joanna. Król był tu postacią drugoplanową. Wszyscy byli przekonani że gdyby ta dziewczyna nie poszła po niego i nie przyprowadziła go za rączkę to długo by się jeszcze tu nie pokazał. Karol VII obnosił się z wymuszonym uśmiechem pragnąc żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Jednak musiał przełknąć jeszcze jeden afront bowiem przypomniano sobie że nie był pasowany na rycerza. Ponieważ na zachodzie przyjęcie do tego stanu rycerskiego poprzedzała całonocna modlitwa to Karol VII zamknął się na całą noc w katedrze i się modlił. Wczesnym rankiem w niedzielę drzwi katedry otworzono i wśród śpiewu psalmów weszła procesja. Rozpoczęła się ceremonia która miała trwać aż do wczesnego popołudnia. Jej długość była tak skalkulowana żeby przydała jej znaczenia.
Im dłużej jest się świadkiem tajemniczych obrzędów tym bardziej działają na wyobraźnię. Po procesji do katedry wjechali konno de Boussac, świeżo mianowany marszałkiem za zasługi militarne i finansowe, z nim Gilles, de Rais, admirał de Culant, par de Granville. Eskortowali opata świętego Remi który niósł Świętą Ampułę. Podjechali do chóru tam zeszli z koni a arcybiskup złożył Ampułę na ołtarzu. Dla ludu ta Ampuła, uważana za niebiańską i „merowińską”, była bezapelacyjnie najważniejsza w całej tej ceremonii i od samego początku ją eksponowano. Przy okazji wszyscy uświadomili sobie że otarli się o katastrofę bo niewiele brakowało a zabraliby ją ze sobą Anglo-Burgundczycy którzy zrezygnowali z tego tylko na skutek groźnej postawy mieszczan. Toteż gdy później będzie miała miejsce koronacja Henryka VI w Notre-Dame w Paryżu to zabraknie tam oliwy przyniesionej Chlodwigowi przez gołębia i będzie się musiał zadowolić zwykłym namaszczeniem ze szkodą dla swego prestiżu.
Podczas koronacji wszystko można było zastąpić ale nie Świętą Ampułę, chociaż tak naprawdę jej pochodzenie było podejrzane. Bedford stracił dużo cennego czasu na zrozumienie znaczenia koronacji we Francji a Karol VII, dzięki Dziewicy, tę stratę czasu wykorzystał. Po złożeniu Ampuły na ołtarzu król złożył potrójną przysięgę że będzie utrzymywał Kościół w pokoju, że zachowa jego przywileje i że będzie rządził sprawiedliwie i łaskawie oraz bronił lud przed nadużyciami i niesprawiedliwością. Po tej przysiędze d’Alencon pasował go na rycerza co było kolejnym afrontem dla króla ponieważ d’Alencon był dowódcą jego armii. Później odśpiewano Te Deum, pobłogosławiono insygnia królewskie, czyli koronę, ostrogi, berło i rękę sprawiedliwości, które, niestety, były atrapami ponieważ te autentyczne znajdowały się w paryskim skarbcu. Po tym nastąpiła właściwa koronacja. Zaczęła się od tego że król przez jakiś czas klęczał przed ołtarzem podczas gdy wokół odmawiano litanie do świętych.
Koronacja Karola VII w Reims
Gdy skończył rozebrał się pozostając tylko w butach i koszuli rozciętej z przodu i z tyłu. Wówczas arcybiskup namaścił go na głowie, piersiach, łopatce i zgięciach ramion słynną mieszaniną oliwy i krzyżma. To namaszczenie nie miało żadnej wartości religijnej ponieważ papieże rezerwowali krzyżmo dla biskupów tu jednak nikt o tym nie myślał. Później król założył tunikę i jedwabną chustę po czym namaszczono mu ręce, na palec nałożono pierścień który symbolizował jedność korony z ludem. Następnie zszedł z ołtarza i ruszył w kierunku tronu otoczony 12 parami Francji którzy nieśli koronę nad jego głową. Usiadł na nim wśród burzliwej owacji i ryku trąb po czym nałożono mu koronę na głowę. Jednak tak naprawdę to nie wszyscy z owej 12-tki byli parami, brakowało oczywiście króla Anglii który był parem jako diuk Akwitanii a także diuka Burgundii który był podwójnym parem bo z Burgundii i Flandrii.
Na sześciu parów kościelnych brakowało trzech, między innym biskupa hrabiego Beauvais, Pierre Cauchon, który później będzie sądził Joannę w Rouen. Zatem brakujących parów zastąpiono figurantami. Ponieważ konetabl Richemont był również nieobecny bo był w niełasce a do łask wróci dopiero po upadku La Tremouille to miecz konetabla trzymał pół-brat La Tremouille, też atrapę bo prawdziwy miał oczywiście Richemont. Krótko mówiąc prawie wszystkie osoby i akcesoria były podrobione lub podstawione za wyjątkiem Świętej Ampuły która była dogmatem dla nieświadomych lub dla tych co wykorzystywali ich łatwowierność. Kiedy trąby ucichły do stóp ukoronowanego już Karola VII rzuciła się Joanna i ze łzami w oczach wykrztusiła: „Szlachetny królu, teraz spełniło się pragnienie Boga bym cię przyprowadziła do tego miasta Reims dla tej świętej koronacji która ukazuje że jesteś prawdziwym królem i tym do którego należy królestwo Boga”.
To co powiedziała było dziwne, jakby chciała kategorycznie powiedzieć że Francja była królestwem Boga i że po koronacji Karol VII bez trudu dołączy do Nieba świętego Ludwika i świętego Karola Wielkiego. Pomieszała przy tym królestwa niebieskie z ziemskimi co zresztą już nie raz jej się zdarzyło. Wczesnym popołudniem arcybiskup, którego rodzina pochodziła z tego regionu, wydał ucztę po której król w sztucznej koronie z rozpromienioną Joanną wyszli na ulice by odebrać aklamacje. Była tam obecna rodzina Joanny: jej ojciec, którego Joannie udało się ulokować w dobrej oberży, jej wuj Durand Laxart, jej matka pobożna Izabella, zwana „Rome”, zapewne dlatego że któryś z jej przodków odbył pielgrzymkę do Rzymu. Przybyli także mieszkańcy Domremy którzy rzucili się do Reims by zobaczyć dziewczynę którą jeszcze tak niedawno widzieli pracująca w polu w czerwonej sukni a która teraz triumfowała w męskim stroju.
Popularność Joanny graniczyła z szaleństwem, dla króla zaś była upokarzająca. Wszystko wydawało się jak z bajki. Tym bardziej że dotąd Joanna nie przynosiła rodzinie zaszczytu. Przebrała się za mężczyznę i uciekła z domu na konną eskapadę z żołnierzami co było ujmą dla honoru rodziny. Teraz zaś miała szeroko rozpowszechnioną renomę i radzono się jej w różnych sprawach. Ta koronacja była apogeum chwały Joanny ale też i jej iluzji bowiem zaczynała marzyć o nowych bitwach podczas gdy jej władcę pochłaniały plany dyplomatyczne. Król nie ukrywał przed nią że ma zamiar rozpocząć negocjacje z Burgundczykami ta zaś wbiła sobie do głowy że Burgundczycy muszą mu złożyć hołd a jeżeli tego nie zrobią to ona wyzwoli Paryż. Uznała że musi się włączyć do tych negocjacji i jeszcze tego dnia wysłała list do diuka Burgundii zredagowany przez Pasquarel.
Obecnie ten list znajduje się w archiwach Nord w Lille i świadczy o tym że jej postanowienie by nadal prowadzić walkę było nieugięte. Na początku pisze w nim że ten który przemawia przez jej usta jest jej bezpośrednim panem a król Francji i diuk Burgundii są tylko jego poddanymi w związku z tym w imieniu pana Nieba wzywa obydwu by zawarli pokój i sobie przebaczyli. Było w tym liście pełno napomnień, wyzwań a nawet gróźb. W sumie był ostrzejszy w formie niż wyzwania rzucane przez Joannę Anglikom. Diuk Burgundii nie tylko był potraktowany lekceważąco ale nawet obraźliwie. Napisał go Pasquarel który użył tam takich zwrotów jak: „Wszyscy ci co walczą ze świętym królestwem Francji walczą z królem Jezusem”. Jednak to Joanna go podpisała autoryzując tym samym znieważającą herezję co w każdej chwili mogłoby być użyte przeciwko niej gdyby teologowie zajęli się na poważnie jej przypadkiem.
Nie rozumiała że odzyskanie Paryża nie jest najważniejsze dla króla ponieważ wówczas to miasto było mu wrogie a i on sam pamiętał jeszcze nie tylko o przerażających rzeziach jakich tam był świadkiem ale także o rozpuście swej matki w tym mieście. Nawet gdyby jego niezdyscyplinowana armia zdobyła miasto szturmem to znowu doszłoby do rozlewu krwi a ponieważ garnizon angielski był tam symboliczny to zdobycie miasta siłą wywołałoby wrażenie wojny domowej. Biorąc to wszystko pod uwagę Karol VII życzył sobie by miasto poddało mu się dobrowolnie ale na to trzeba było przygotować grunt, myślał jak król a nie jak członek jakiegoś stronnictwa a jego najlepsi doradcy podzielali tę opinię. Stąd wynikało decydujące znaczenie negocjacji z Burgundią bo gdyby zakończyły się pomyślnie to Paryżanie pozbawieni wsparcia Burgundii przyłączyliby się do niego, niechętnie ale jednak, a Anglicy niezdolni do utrzymania stolicy bez aktywnej pomocy jej mieszkańców musieliby ustąpić.
Najtrudniej było jednak wypędzić ich z Normandii i Guyenny gdzie ludność była im wierna, na to potrzeba było czasu. Natomiast gdyby negocjacje z Burgundią spaliły na panewce to końca wojny nie byłoby widać i przegrana Karola VII cały czas byłaby możliwa. Wszystko to wymagało rozmów z burgundzkim Gand, natomiast list Joanny wzywał diuka Burgundii w imieniu króla Nieba by uciekał co sił bez żadnej rekompensaty grożąc mu masakrą gdyby się upierał przy swoim, zatem był zamachem na pokój. Był nawet bezsensowny bo nakazywał diukowi Burgundii walkę z saracenami nie bacząc na to że ojciec diuka Burgundii, Jan Nieustraszony, walczył z nimi oko w oko i był nieszczęśliwym bohaterem krucjaty na Nikopolis przeciwko Turkom. A przecież Karol VII znalazł się w dobrej pozycji do negocjacji bowiem Filip Dobry pierwszy poczynił pewne kroki i postawił się tym samym w pozycji petenta co należało wykorzystać.
Poza tym Karol VII nie był odpowiedzialny ani za zamordowanie Ludwika Orleańskiego ponieważ był wówczas dzieckiem ani też za zamordowanie ojca diuka Burgundii, Jana Nieustraszonego, którego zamordowali co prawda ludzie z jego orszaku zwabiając go podstępnie do Montereau pod pozorem rokowań ale zrobili to bez jego aprobaty. Jednak później przez lata chronił u siebie morderców co go mocno kompromitowało. Biorąc to wszystko pod uwagę to żeby doszło do jakiegoś porozumienia z diukiem Burgundii Karol VII musiał oficjalnie wyrazić swój żal, dać zadośćuczynienie i poczynić ustępstwa, tym bardziej że diuk Burgundii był pyszny, bajecznie bogaty, pewien swych praw i miał po swojej stronie teologów Uniwersytetu Paryża którzy cieszyli się autorytetem w całej Europie. I chociaż Karol VII zrobiłby wiele dla zawarcia pokoju to jednak euforia którą w dużym stopniu wywołała Joanna i jej poczynania zmuszała go do marszu na Paryż, zatem w końcu na to się zdecydował a układy z Burgundczykami odłożył na później.
Marsz na Paryż
Następnego dnia po koronacji, w poniedziałek 18 lipca, armia Karola VII pośpiesznie opuściła Reims. Obawiano się długiego pobytu daleko od baz zaopatrzenia a wyżywienie nadal było problemem. Szła w kierunku Paryża. Bez problemów wzięto Soissons, Laon, Chateau-Thierry, Provins, Senlis, Beauvais. Wszędzie po otrzymaniu gwarancji mieszczanie bez wielkiego problemu poddawali miasto. Byli pod wrażeniem siły armii i wiadomości o koronacji. Najczęściej decydowała tu postawa burżua którzy na własny koszt utrzymywali w należytym stanie mury miejskie a trzon załóg stanowiła milicja bez wsparcia której słabe garnizony anglo-burgundzkie nie były w stanie się utrzymać. Karol VII nawiązywał kontakty z diukiem Burgundii, to obiecując pokój, to wymachując mieczem.
Dziewica była od nich trzymana z dala jednak ingerowała w nie o czym świadczy na przykład zachowany w archiwach Reims list wysłany do mieszkańców tego miasta 5 sierpnia z okolic Provins, dość banalny w treści jednak był tam fragment w którym pisała że nie podobają jej się rozejmy zawierane w taki sposób w jaki chce to zrobić Karol VII, że nie jest z nich zadowolona i nie wie czy będzie je przestrzegała a jeżeli tak to tylko dlatego by strzec honoru króla. To ostatnie zdanie było szczególnie niepokojące bo wyraźnie oznajmiała że będzie przestrzegała rozejmów tylko wtedy kiedy jej się to spodoba. Źle wpływało to na dyscyplinę mieszczan którzy i tak już za dużo sobie pozwalali. 4 sierpnia 1429 roku przeciwko wojsku Karola VII z Paryża wyruszyła armia Regenta Bedforda.
Pieniądze na jej zaciągnięcie Bedford uzyskał w dużej mierze dzięki życzliwemu Anglikom papieżowi Marcinowi V którego uprosił o dziesięciny obłudnie uzasadniając to potrzebą pieniędzy na krucjatę przeciwko heretyckim husytom z Czech, papież obłudnie w to niby uwierzył i pozwolił Bedfordowi nałożyć dziesięcinę na kler z ziem podlegających Henrykowi VI chociaż pewnie nie był aż tak naiwny by sądzić że zaabsorbowany we Francji Bedford ruszy do Czech. W owym czasie zarówno w Pradze jak i w Londynie byli tacy którzy uważali że Kościół jest zbyteczny a szczęśliwa predestynacja wystarczy by ktoś otrzymał łaskę Bożą i by mógł mieć natchnione i owocne kontakty z Niebem. Oczywiście nie mogło się to podobać wyższym hierarchom kościelnym, szczególnie angielskim, takim jak Henri de Beaufort który później brał udział w procesie Joanny jak i teologom Uniwersytetu Paryża czy świętej Inkwizycji.
Dla takich Dziewica miała niepokojący profil Husa lub Wyclifa i przywodziła również na myśl żebraczych mnichów których pod pretekstem niesienia oświecenia sprowadził radykalny nominalizm by zwalczać wszelką hierarchię. W owym czasie w Wyclifie niezwykle trafnie dostrzegano coś w rodzaju intelektualnego ukoronowania trwającego od pokoleń kryzysu, pierwszą potężną i logiczną konstrukcję przeznaczoną do wyrzucenia papieży i kapłanów na bezrobocie. Luter i Kalwin (Calvaire i Lutin, według słynnego przejęzyczenia się pewnego pastora) zawierają się w Wyclifie. Zarówno Rzym jak i Kościół były tym zaniepokojone. Wykorzystywali to Lancasterowie którzy szermowali hasłem że bogobojna Anglia stała się świeckim ramieniem Kościoła dla wykorzenienia herezji i że owi husyci są tymi samymi wrogami których król Anglii zawzięcie eksterminuje u siebie z obawy żeby zaraza nie dotarła do Francji i nie zatriumfowała wszędzie.
Bitwa pod Montepilloy
15 sierpnia Bedford stanął ze swoją armią pod zamkiem Montepilloy koło Senlis, ustawił ją jak zwykle za swoimi wozami i palami i chciał wydać bitwę. Mimo posiłków rycerzy pikardyjskich i i burgundzkich jego wojsko było wyraźnie mniej liczne niż to Karola VII które, mimo dezercji i garnizonów jakie musiało zostawić po drodze, liczyło jeszcze 6-7 tys ludzi. Przy królu byli jego najważniejsi kapitanowie: d’Alencon, Clermont, marsz. de Rais, Bękart, La Hire, d’Albert i no i oczywiście Joanna. Dzień minął na drobnych utarczkach, liczono że sprowokują one Anglików do wyjścia z fortyfikacji do tego jednak nie doszło i w końcu armia Bedforda się wycofała. Anglicy jednak nadal byli nie do pokonania a Patay z militarnego punktu widzenia było tylko incydentem bez następstw. Nie mogło być zresztą inaczej bo tylko stała armia opłacana z regularnych podatków mogła w sposób bezdyskusyjny dyktować warunki.
Nawet sympatie ludu, raczej sprzyjające Walezjuszom, bez pieniędzy i bez zdyscyplinowanej armii były pozbawione możliwości oddziaływania. Jednak pod Montepilloy i Anglicy nic nie zdziałali zatem diuk Burgundii zdecydował się na wysłanie oficjalnych negocjatorów do Karola VII. Około 20 sierpnia armia Karola VII dotarła pod Compiegne. Miasto twardo negocjowało warunki kapitulacji zanim się poddało po czym mieszczanie rzucili się na mały garnizon burgundzki którego część wymordowali a resztę z hukiem wypędzili. Ten incydent miał poważne następstwa bowiem zirytował diuka Burgundii Filipa Dobrego i skomplikował negocjacje nim. 22 sierpnia 1429 roku armia Karola VII opuściła Compiegne i udała się w kierunku Paryża natomiast 28 sierpnia 1429 roku Karol VII i burgundzcy negocjatorzy wypracowali w Compiegne projekt porozumienia który później zostanie zrealizowany jako pokój w Arras.
Na razie jednak do jego realizacji było daleko bowiem dwa dni wcześniej, 26 sierpnia 1429 roku, prowadzona przez d’Alencon armia Karola VII za aprobatą Dziewicy, stanęła w Saint-Denis na północ od Paryża z zamiarem zaatakowania go. Zatem w Compiegne zawarli tymczasowy rozejm na 4 miesiące z którego wyłączono oczywiście Paryż który Karol VII miał prawo zaatakować a Filip Dobry bronić. Poza tym Karol VII oddał Filipowi Dobremu kilka miast nad Sommą na czym Filipowi Dobremu bardzo zależało ponieważ zabezpieczały Pikardię i bez tego ustępstwa żadne porozumienie nie byłoby prawdopodobnie możliwe. Jednak jednym z tych miast było Compiegne a tamtejsi burżua obawiali się że diuk Burgundii zemści się na nich za wymordowanie części jego garnizonu i za żadną cenę nie chcieli oddać mu miasta.
Gdy król wysłał do nich Clermont z kategorycznym nakazem przekazania miasta diukowi Burgundii to kapitan garnizonu francuskiego Guillaume de Flavy nie posłuchał i przygotował miasto do obrony. Wynikła z tego wzmagająca się nieufność między diukiem Burgundii a Karolem VII która w końcu doprowadziła do zerwania negocjacji. Compiegne było główną tego przyczyną chociaż Dziewica i „ultrasi” armaniaccy również się do tego przyczynili. Sprawy Joanny komplikowały się coraz bardziej, chociaż na razie mogło to być niezauważalne, bowiem coraz usilniej knuł przeciwko niej Pierre Cauchon, szczególnie po tym jak w sierpniu 1429 roku został zmuszony do opuszczenia swej diecezji ponieważ Beauvais przeszło na stronę Karola VII.
Otrzymał wówczas status biskupa „in partibus infidelium” czyli tytularnego biskupa którego diecezja znalazła się w rękach niewiernych a cieszył się entuzjastycznym poparciem Uniwersytetu Paryża, miał ogromne wpływy na papieskim dworze którego znał wszystkie kruczki, mógł mieć doradców i asesorów jakich chciał oraz mógł liczyć na starych przyjaciół o wypróbowanych kompetencjach. 5 września 1429 roku przybył do Londynu.
Paryż w 1429 roku
Paryż w 1429 roku był w opłakanym stanie a jeszcze przed 20 laty było to jedno z największych i najpiękniejszych miast na Zachodzie. Anglicy pozostawili co prawda Francuzom całą jego administrację, prefektury kryminalne i handlowe, lejtnantów kryminalnych i cywilnych, Parlament, Uniwersytet. Na jakieś 70 tys mieszkańców było tam zaledwie kilkuset Anglików. W latach 1429-30 angielski garnizon Bastylii liczył 8 zbrojnych i 17 łuczników. Jednak Anglicy skonfiskowali dla siebie lub dla swoich przyjaciół wielkie arystokratyczne pałace nie tylko na prawym brzegu u stóp Luwru ale również te w handlowym City a nawet na lewym brzegu w zachodniej części Dzielnicy Łacińskiej gdzie znajdował się choćby wspaniały pałac Nesle. Wojny domowe i zagraniczne które srożyły się od 1413 roku wyludniły miasto. Opuszczonych domów i sklepików nikt już nie liczył jednak o ile cena czynszu się załamała to żywność i wino podrożały ze względu na ich rzadkość.
Ogromna liczba przymierającej głodem ludności głucho szemrała podczas gdy bogaci z żalem patrzyli jak topnieją ich zapasy. Karolowi VII, mimo wysiłków, nie udało się wyrobić sobie reputacji ugodowca, nadal uważano go za szefa spragnionych krwi i skorych do rabunku band armaniaków który teraz, na dodatek, zaczął posługiwać się czarami. Paryscy burżua chcieli tylko pokoju, obojętne jakiego, byle tylko ruszyły interesy. Sojusz anglo-burgundzki i traktat w Troyes dawały im nadzieję że wkrótce wróci porządek i nastąpią niezbędne reformy, dotąd odkładane, aż tu nagle, ni z tego ni z owego, wyłoniła się ze swej nory diaboliczna Dziewica, pomieszała szyki i wojna trwała, przy tym stała się bardziej zawzięta niż kiedykolwiek a jej końca już nie było widać.
Gubernatorem miasta był lennik diuka Burgundii Louis Luxembourg, kapitanem generalnym Villiers de l’Isle-Adam, najemnik który został wyniesiony do rangi za zasługi. Dysponowali około 3 tys żołnierzy: milicjantów i Burgundczyków. Bedford uważał te siły za wystarczające i przysłał tylko symbolicznie ok. 20 Anglików. Obronę miasta pozostawił Francuzom.
Przygotowania do szturmu
W sobotę 5 września 1429 roku D’Alencon wysłał potajemnie do prewota Paryża list zredagowany według ścisłych wskazówek króla, bardzo łaskawy. Zapewniał w jego imieniu że jeżeli Paryżanie będą mieli na tyle rozsądku by zerwać z Bedfordem i jego kompanem diukiem Burgundii to wszystkich obejmie amnestia i przebaczenie, urzędnicy i funkcjonariusze pozostaną na swych stanowiskach, wszelka własność i bezpieczeństwo osób będą poszanowane. Zobowiązywał się też że nie dopuści do masakry Burgundczyków ani do gwałtów czy rabunków. Paryżanie pamiętali jednak o terrorze i wymuszeniach „armaniaków” a nie wierzyli w zdyscyplinowanie oddziałów królewskich i gdyby 7 tysięcy żołnierzy zgwałciło tyleż Paryżanek, a po nabraniu oddechu pewnie i drugie tyle, to kto by ich wszystkich powiesił?
Gwałty które towarzyszyły zdobywaniu miasta były tym bardziej odrażające że dokonywano ich w straszliwym promiskuizmie. Matki, córki, siostry były gwałcone razem, żadne upokorzenie nie było im oszczędzone. Niektórzy żołnierze znajdowali nawet przyjemność w takiej kolektywnej rozpuście. Poza tym prewot i ławnicy wiedzieli że 9/10 handlu Paryż miał z Normandią i z ziemiami na północy a nie z wątłym królestwem Bourges. Władza Walezjuszy bez ich porozumienia z Burgundią mogła tylko doprowadzić do ruiny przy tym nie pozwalała myśleć o solidnym pokoju z Anglią. Zatem list d’Alencon nie odniósł żadnego skutku i militarne rozstrzygnięcie było nieuniknione. W poniedziałek 7 września zebrała się Rada na której był król, d’Alencon, jako naczelny dowódca, a także Joanna, Vendome, de Rais, Gaucourt, d’Albret, Guy de Laval i wielu cudzoziemskich kapitanów.
Król odnosił się do Joanny z wielkim respektem, mimo kłopotów jakie mu sprawiała. Podtrzymywanie iluzji że król Niebios sprzyja dynastii Walezjuszy uważał za niezbędne. Przyznał że nie ma pieniędzy na utrzymanie armii która była w drodze już od 29 czerwca, nie ma zatem mowy o oblężeniu i trzeba jak najszybciej przystąpić do szturmu z marną nadzieją że w mieście dojdzie do insurekcji która osłabi obronę którejś z bram. Gdyby Paryżanie mu pomogli, chociaż symbolicznie, to miałoby to duże znaczenie dla jego prestiżu. Dzięki mostowi na łodziach przez Sekwanę jaki kazał przerzucić d’Alencon można było wybrać po której stronie rzeki Paryż miał być zaatakowany. Wybrano prawy brzeg. Były tam co prawda nowoczesne mury wybudowane przez Karola V ale broniły największej części miasta. Na lewym brzegu były stare mury jeszcze Filipa-Augusta słabsze ale dobrze utrzymane i broniły niewielkiej części miasta a po ich sforsowaniu trzeba było jeszcze zdobyć mosty by dotrzeć do najważniejszej jego części.
Wróżyło to ciężkie walki oraz zniszczenie dzielnicy uniwersyteckiej która się znajdowała w obrębie tych murów oraz licznych budynków religijnych które były również poza murami. Te zniszczenia odbiłyby się fatalnie na reputacji Karola VII. Zadecydowano zatem by zaatakować mury na lewym brzegu między Tuillerie i bramą Saint-Martin już nazajutrz, mimo że było to święto Narodzin Dziewicy Maryi. Wybór tego dnia nie był najszczęśliwszy ponieważ wyprawa Karola VII pretendowała do czegoś w rodzaju krucjaty a by krucjata mogła zakończyć się pomyślnie to musi respektować lokalne przesądy. Atak w dzień Dziewicy Maryi paryscy mieszczanie, katechizowani przez burgundzki Uniwersytet, mogli rozumieć jako atak bezbożnej Dziewicy Joanny a to zagrzewało ich tylko do obrony. Jednak Joanna na Radzie nie protestowała przeciwko rozpoczynaniu bitwy w takie święto.
Wymogi wojny coraz bardziej brały u niej górę nad zastrzeżeniami natury religijnej. Podczas procesu w Rouen zeznała że tego dnia Głosy nie dały jej żadnych wskazówek odnośnie bitwy a stanęła pod murami ponieważ chciała zdobyć Paryż za sprawą szlachetnych zbrojnych mężów którzy szukali okazji do utarczki lub okazania swojej waleczności, chociaż w tym co nazwała utarczką wzięła udział cała armia. Podczas procesu o unieważnienie wyroku na Joannę, d’Alencon zeznał że gdy wychodzono z narady Joanna ujrzała kręcącą się po obozie prostytutkę zatem wyjęła miecz i przystąpiła do swych rutynowych czynności, czyli przeganiania wszelkich prostytutek jakie kręciły się przy wojsku. Tym razem jednak kiedy uderzyła tamtą płazem miecz się złamał a był to jej sławny miecz z Fierbois i nie można już go było naprawić, co zmartwiło Joannę do łez.
Stanęła zrozpaczona. Niektórzy uznali to za zły znak, co więcej, pojawiły się głosy że Jezus miłosierny (któremu skruszone dziewczęta paliły kadzidła) dał w ten sposób znak że k***a była więcej warta od Paryża. Nawet król gdy się o tym dowiedział był zmartwiony i żywo wyrzucał Joannie że sprofanowała taką broń do takiego celu zamiast posłużyć się kijem.
Szturm na Paryż
Rankiem 8 września 1429 roku w święto Narodzin Dziewicy Maryi w bazylice Saint-Denis odbyła się msza po czym armia ruszyła w kierunku Paryża z licznymi wozami wypełnionymi faszyną do zasypywania fos i ze swoją artylerią. Po podejściu do miasta zaczęto zasypywać fosy na odcinku między bramami Saint-Honore i Saint-Denis, zaatakowano umocnienia przed bramą Saint-Honore które uniemożliwiały ustawienia artylerii na dystansie z którego mogła skutecznie ostrzeliwać mur i wkrótce je zdobyto. Szturm powoli przybierał na sile jednak chociaż atakowano jeszcze przez całe popołudnie to nigdzie nie udało się sforsować murów. Wieczorem do bramy Saint-Honore podeszła Joanna w towarzystwie de Rais który nie opuszczał jej przez cały dzień i jak zwykle zaczęła rzucać obrońcom słowne wyzwania, żeby się natychmiast poddali z woli Jezusa królowi Francji itd. bo jeżeli tego nie zrobią przed nocą to czeka ich masakra.
Joanna d’Arc zagrzewa żołnierzy do walki przed bramą Saint-Honore
Wypytywana w tej sprawie na procesie w Rouen zeznała że te wezwania były w imieniu króla Francji a nie króla Jezusa. Te jej nawoływania wywoływały wyzwiska Paryżan i Burgundczyków, a nawet Anglików. Została trafiona w nogę grotem z kuszy i Rais odciągnął ją trochę do tyłu. Rana nie była groźna, Joanna szybko powróciła i nadal zagrzewała swoich do walki. Jednak tym razem jej wezwania nie odniosły wielkiego skutku i oddziały Karola VII zaczęły się wycofywać. Armia zaczęła tracić zaufanie jakim ją dotąd darzyła i to nieodwracalnie. Jednak członkowie Uniwersytetu Paryża byli przerażeni bo przekonani że w nocy hordy Dziewicy przekroczą most na łodziach na Sekwanie i zaatakują Dzielnicę Łacińską do której tak bardzo byli przywiązani. Wtedy walczący w szeregach Karola VII: Szkoci, Bretończycy, Włosi, Niemcy a nawet Francuzi, obłąkani przez Diabła, podpaliliby ich biblioteki i zabrali się do ich dyskretnych kochanek.
Jednak w nocy Karol VII kazał rozebrać most przez Sekwaną by uniemożliwić zrealizowanie pomysłu zaatakowania Paryża na lewym brzegu i gdy o świcie Joanna naciskała na d’Alencon by wydał rozkazy żeby przeprawić armię na drugi brzeg i tam kontynuować ataki na Paryż przybyli wysłannicy króla: Rene d’Anjou i diuk de Clermont z królewskim rozkazem żeby przerwać ataki i wycofać się do Saint-Denis. Godnym uwagi jest to że jednym z tych wysłanników był Rene d’Anjou, syn Jolanty Aragońskiej która aż dotąd wspierała Joannę. Wygląda na to że Jolanta Aragońska dokonała wówczas zwrotu w swej polityce i Joanna zaczęła jej przeszkadzać. Stronnicy Joanny byli oburzeni, uznali rozebranie mostu za zamach partii defetystycznej jednak tak naprawdę nic nie przemawiało za kontynuowaniem szturmu. W Paryżu nie doszło do żadnej insurekcji, mieszczanie stanęli murem za Bedfordem i diukiem Burgundzkim a atakowanie dzielnicy Łacińskiej na lewym brzegu ze zdemoralizowaną armią groziło poważnymi konsekwencjami bowiem gdyby nawet jakimś cudem mury zostały sforsowane to doszłoby do złupienia dzielnicy uniwersyteckiej, to zaś wywołałoby fatalne wrażenie.
We wrześniu 1429 roku armia Karola VII była właściwie gromadą niezdyscyplinowanych włóczęgów i wydanie Paryża, w którym prawie nie było Anglików, takim ludziom narobiłoby tylko problemów. Karol VII potrzebował jeszcze wielu lat by stałe źródła finansowania pozwoliły mu stworzyć armię w której zapanowałoby minimum dyscypliny. Tacy jak Joanna, która jeszcze nie nauczyła się dobrze czytać, czy d’Alencon którego interesowały tylko konie i polowania, czy też chciwi łupu żołnierze, obojętnie patrzyliby na płonący Uniwersytet. Poza tym jakie korzyści mógł mieć ze zrujnowanej stolicy? Więc zrezygnował i 10 września 1429 roku wydał oficjalny rozkaz o przerwaniu ataków na Paryż a dwa dni później jego armia zaczęła dość chaotycznie ruszać w drogę w kierunku Provins i Montargis. W połowie września 1429 roku dotarła do Giens gdzie rozpuszczono część żołnierzy z powodu braku pieniędzy. Ci rozproszyli się siejąc terror po wsiach i miasteczkach w oczekiwaniu aż zostaną ponownie zwerbowani.
Bilans wyprawy
Mimo nieudanego szturmu na Paryż bilans całej trwającej od końca czerwca wyprawy był dla Karola VII bardzo pomyślny. Jednak dalsze prowadzenie działań na dużą skalę nie wchodziło w grę z powodu braku pieniędzy i zbliżającej się zimy. Teraz Karol VII chciał powrócić do negocjacji ze swoim kuzynem diukiem Burgundii ale Joanna mu w tym przeszkadzała bo nadal była wroga wszelkiej myśli o rozejmie lub negocjacjach z Burgundią a działała jeszcze na wyobraźnię ludu. Uważała że diuk Burgundii za swą zdradę musi zostać pozbawiony wszystkiego. Nie dawała się odsunąć w cień chociaż namawiano ją do zamążpójścia przypominając jej że ślubowała czystość tylko do czasu aż wyprowadzi sprawy Karola VII na dobrą drogę a teraz kiedy to się stało mogła dobrze wyjść za mąż, tym bardziej że król obiecał jej szczodry posag.
Ta jednak pozostawała głucha na takie sugestie i wszelkie próby odsunięcia jej w cień nic nie dawały. Zamknięcie jej w więzieniu też nie wchodziło w grę bo zaraz zaczęto by krzyczeć o królewskiej niewdzięczności. Nie można było też pozbawić jej owego swoistego stanowiska „szefa wojny” bo wówczas mogłaby zebrać jakichś swoich zwolenników i zacząć prowadzić jakąś szarpaną wojenkę na własne konto. To zaś groziło tym że dostanie się do niewoli i że zajmie się nią Inkwizycja. Wtedy albo zdezawuowałaby swe Głosy i Karol VII wyszedłby na idiotę, albo upierałaby się w swojej bezczelności a wtedy wyszedłby na bezbożnika. W końcu Karol VII jakoś pogodził się z tym że odniesione ostatnio sukcesy przypisywano cudom Joanny a nie dobrym rządom i wybrał pośrednie rozwiązanie, postanowił zaangażować ją w drugorzędnych operacjach wojskowych gdzie jej renoma mogła się jeszcze przydać a poza tym odseparowało by ją to od przyjaciół takich jak d’Alencon, Rais a nawet Bękart, którzy nie zawsze mieli na nią dobry wpływ.
Zatem pod koniec października 1429 roku otrzymała zadanie zlikwidowania swoistego niezależnego księstwa jakie Perrinet Gressart wykroił sobie w Nivernais. Nie był to duży obszar ale miał pewne znaczenie strategiczne bowiem kontrolowany przez Gressarta most w La Charite-sur-Loire mógł być potrzebny wojskom Karola VII gdyby królestwo Bourges zostało zaatakowane od wschodu przez jakąś ofensywę anglo-burgundzką co należało brać pod uwagę ponieważ negocjacje z Burgundią były w impasie z powodu Compiegne. Jednak do tej wyprawy doprowadził niewątpliwie La Tremouille który nienawidził Gressarta od czasu gdy musiał mu zapłacić wymuszony w podły sposób okup.
Koniec Mitu Joanny
W listopadzie wojsko Joanny Dziewicy stanęło pod Saint-Pierre-le-Moutier które bronił namiestnik Gressarta. Rozpoczęto szturm który jednak w pewnym momencie się załamał i Francuzi zaczęli się wycofywać. Natomiast Dziewica z garstką ludzi pozostawała na placu boju. Podbiegł do niej d’Aulon i zapytał dlaczego tak robi bo sytuacja jest zła a ona jest prawie sama. Odpowiedziała mu że to nieprawda że jest sama bo widzi za sobą 50 tysięcy ludzi idących z pomocą i nie ruszy się stąd dopóki nie zdobędzie miasta po czym kazała mu by wydał rozkazy żeby przygotowano faszyny i plecionki z wikliny i by zrobiono przejście przez fosy a sama zaczęła krzyczeć: „Wszyscy do faszyny i plecionki z wikliny i zrobić przejście”. Tak się też stało, opór obrońców osłabł i wkrótce miasto zostało zdobyte. Wizje Joanny wzięto na poważnie.
Sekret takich jej sukcesów tkwił w tym że udało jej się narzucić swoją iluzję nie tylko własnym żołnierzom ale również żołnierzom nieprzyjaciela a przede wszystkim ich dowódcom. Tym razem Francuzi podjęli szturm na nowo i wygrali bo widzieli nieistniejące posiłki a obrońcy ulegli bo również je widzieli. Można powiedzieć że to wydarzenie stanowiło zmianę charakteru kontaktów Dziewicy z Niebem bo o ile pod orleańskim Tourelles Joanna wyizolowała się w winnicy by usłyszeć Głosy, zatem była pod wpływem bodźców słuchowych, to pod Saint-Pierre-le-Moutier nawet nie zeszła z pola bitwy ale ujrzała 50 tysięcy ludzi przybywających z pomocą, zatem były to bodźce wzrokowe. To przejście u niej od wrażeń słuchowych do wzrokowych odegra rolę później podczas jej procesu w Rouen gdy usiłowała pogodzić dwa różne zjawiska żeby podejrzany charakter jej wrażeń wzrokowych nie szkodził wiarygodności jej Głosów.
Charite-sur-Loire w średniowieczu
W grudniu 1429 roku rozpoczęła ze swym wojskiem oblężenie Charite którego bronił sam Gressart. Na nim anielskie posiłki o których krzyczała Dziewica nie zrobiły żadnego wrażenia, w dobrze wybranym momencie wypadł z miasta, spowodował zamieszanie w szeregach oblegających, ci stracili całą artylerię i musieli się wycofać. Ta krwawa porażka mocno podważyła wiarę w nadprzyrodzone możliwości Joanny. Wykorzystał to Karol VII by ją definitywnie odsunąć. Na święta powróciła do Jargeau i tak skończyła się jej oficjalna kariera wojskowa u boku króla.
Jednak to nie znaczy że zapomnieli o niej wrogowie tacy jak Pierre Cauchon który przebywał w Londynie i przekonywał by ją zdyskredytować i w ten sposób zdyskredytować również koronację w Reims. Jego zabiegi przyniosły skutek i w końcu Anglicy zgodzili się żeby wysłać z nim do Francji małego Henryka VI by poddani mogli go zobaczyć i pokochać a na miejsce pobytu małego króla wybrali Rouen. Możliwe że Cauchon zależało na tym mieście ponieważ Arcybiskupstwo Rouen wakowało i mógł mieć na nie widoki. Natomiast w listopadzie 1429 roku Uniwersytet Paryża zaczął donosić papieżowi że Dziewica to heretyczka i że jako taka powinna być sądzona.
Ostatnie dokonania Joanny
9 stycznia 1430r do Rouen przybył Pierre Cauchon z małym Henrykiem VI. W tym samym mniej więcej czasie Karol VII przyjął Joannę Dziewicę we wspaniałościach Mehun-sur-Yevre i oznajmił jej że listami patentowymi z grudnia 1429 roku podpisanymi przez La Tremouille jej rodzice i bracia otrzymali szlachectwo z wyjątkowym prawem przekazywania go nie tylko w linii męskiej ale i żeńskiej. Bardziej usilniej niż kiedykolwiek radził jej by udała się na zasłużony odpoczynek. Ta przez jakiś czas bezczynnie przebywała w Bourges, później w Orleanie aż wreszcie w lutym udała się do swego przyjaciela La Tremouille do Sully. Tam nauczyła się poprawnie pisać swoje nazwisko, zaczęła oddawać się lekturze i, na swoje nieszczęście, wysyłała listy. Zachował się na przykład list do Pragi do czeskich heretyków husyckich nadany z Sully 23 marca 1430r pod którym co prawda podpisał się Pasquarel.
Życie w zamku ją nudziło, tęskniła za życiem obozowym i w końcu udało jej się zebrać oddział złożony ze Szkotów Hugues Kennedy i Piemontczyków Baretty, swego byłego lejtnanta. Możliwe że pieniądze na jego zaciągnięcie dała znowu Wenecja za pośrednictwem La Tremouille. Wyruszyła zatem w pole i w połowie kwietnia uwolniła od angielskiego oblężenia Melun. Później zeznawała że w fosach Melun usłyszała głosy św. Katarzyny i św. Małgorzaty które jej przepowiedziały że przed 24 czerwca 1430 roku dostanie się do niewoli. 23 kwietnia 1430 roku przybyła do Lagny. Tam pewne dziecko powróciło do życia w jej obecności na czas ochrzczenia go. Był to cud z tych jakich dokonywali wszyscy liczący się święci. W końcu maja 1430 roku jej oddział wspomagany przez żołnierzy z garnizonu Lagny napadł nad Marną, niedaleko Lagny, liczącą ok.300 ludzi kompanię burgundzkiego najemnika Franquet d’Arras który wracał z łupieskiej wyprawy na ziemie Karola VII.
Wszyscy zostali wycięci w pień a Franquet wzięto do niewoli. Joanna przekazała go królewskiej sprawiedliwości i zaraz wdrożono przeciwko niemu dochodzenie. Nikt mu nie zarzucał złamania jakiejkolwiek przysięgi feudalnej mimo to bailiw Senlis doprowadził do wyroku skazującego i Franquet został stracony. Była to zasłużona kara bo Franquet popełnił wiele przestępstw kryminalnych i można powiedzieć że był pierwszym żołnierzem skazanym za takie przestępstwa, jednak stracenie go wywołało wśród innych wielkie oburzenie bowiem takie przestępstwa jak on popełniało wielu. 20 maja 1430 roku diuk Burgundii rozpoczął oblężenie Compiegne. Joanna od razu ruszyła miastu z pomocą, co było wbrew woli króla, który, jak to było wyżej powiedziane, podczas negocjacji przekazał je diukowi Burgundii i Compiegne odmawiając otwarcie bram diukowi Burgundii bezczelnie odmówiło usłuchania króla.
Natomiast Joanna darzyła je gorącą sympatią bo dzięki Compiegne bezbożne negocjacje króla z diukiem Burgundii zakończyły się niepowodzeniem a dla niej Burgundczyk nadal był zdrajcą gorszym od Anglików. To jej nieposłuszeństwo wyglądało na nauczkę dawaną Karolowi VII jako władcy który wydawał swych poddanych zdrajcy, to mogło go tylko na nią rozjątrzyć, tym bardziej że już nie raz okazywała swe niezdyscyplinowanie i niezręczność. Ruszyła do Compiegne mając przy sobie tylko d’Aulon, swego brata Pierre i kondotiera Baretta z liczącym około 200 ludzi oddziałem złożonym z Włochów. Można się zastanawiać co skłoniło tego Włocha, zawodowego żołnierza mało skłonnego do wiary w moce nadprzyrodzone, by przyłączył się do Joanny Dziewicy. Najprawdopodobniej zrobił to dla pieniędzy które mu dał Tremouille.
Compiegne leżało na lewym brzegu Oisne i było połączone z prawym brzegiem kamiennym mostem po obu stronach którego były bramy a przy każdej most zwodzony. Obok tego mostu był przerzucony przez rzekę most na łodziach który kazał ustawić dowodzący obroną Flavy by ułatwić sobie manewry. Nocą z 22 na 23.V. 1430r Joanna ze swoim oddziałem podeszła pod miasto. Zaatakowali ich Burgundczycy i doszło do walki. Joanna z kilkoma ludźmi przebijała się w kierunku bramy na kamiennym moście jednak gdy tam dotarli Flavy kazał podnieść most zwodzony w obawie żeby na karkach oddziału Joanny nie dostali się do miasta Burgundczycy. Wtedy Baretta kazał przebijać się w kierunku mostu na łodziach. Rozgorzała walka podczas której w pewnym momencie Joanna została zrzucona z konia przez pikardyjskiego łucznika i pojmana. Reszta oddziału Baretty dotarła do mostu na łodziach i pomyślnie przeszła po nim do Compiegne.
Joanna d’Arc wzięta do niewoli pod Compiegne.
Joanna w niewoli
I tak 23 maja 1430 roku Joanna znalazła się w niewoli, w rękach Burgundczyków których nienawidziła, konkretnie u Bękarta Wandonne. Ten przekazał ją, jak to było wówczas w zwyczaju, swemu kapitanowi Jean de Luxembourg. Natomiast Luxembourg był wielkim wasalem i wielkim przyjacielem diuka Burgundii którego Joanna traktowała z góry i który schwytanie Dziewicy przez swoich walecznych Pikardyjczyków uważał za dar Niebios. Poza tym Luxembourg był kawalerem Złotego Runa i to on pasował młodego diuka Burgundii na rycerza. Zaraz też zainteresowano się nią jako podejrzaną o herezję o co oskarżał ją Uniwersytet Paryża. Wielkim Inkwizytorem Francji był wówczas przeor klasztoru dominikanów w Paryżu, Jean Graverent. Nie miał zamiaru osobiście mieszać się do sprawy Joanny ale delegował wice-inkwizytora prowincji Normandii znającego niuanse tamtejszych procedur, do czego miał prawo.
Tym wice-inkwizytorem był przeor klasztoru dominikanów w Rouen, Jean Le Maistre, którego Graverent mianował na to stanowisko w 1424 roku. Le Maistre miał około 35 lat, był niskiego pochodzenia, z natury cichy i skrupulatny, jako oddelegowany Inkwizytor miał znaczne uprawnienia tyle że w bardzo wąskim zakresie. 26 maja 1430 roku jako wikary Wielkiego Inkwizytora Francji zażądał od diuka Burgundii wydania Joanny Dziewicy jako heretyczki. Zrobił to by uspokoić wściekłość Bedforda i Anglików. Joanna umieszczona została w Beaulieu-les-Fontains który Jean de Luxembourg dopiero co zdobył i była tam pod nadzorem Wandonne. Stale demonstrowała chęć do ucieczki. W każdym razie trzeba ją było dobrze pilnować. Miejsce pojmania heretyka jasno wskazywało sędziego, miał nim być biskup diecezji na terenie której go pojmano. W sumie była to najpraktyczniejsza procedura bo pozwalała unikać kosztownych transferów i nie dawała okazji do ucieczek.
Tak się złożyło że pojmano ją na terenie należącym do diecezji Beauvais której biskupem był jej zawzięty wróg, Pierre Cauchon i to on miał ją sądzić. Nie ważne było że Dziewica przebywała zaledwie kilka godzin na terenie tej diecezji i bynajmniej nie oddawała się tam żadnej herezji. Proces Dziewicy dawał Cauchon podwójną satysfakcję bowiem bronił swój Kościół i swego króla Henryka VI przed czarownicą którą z zamętu wyłoniła partia Walezjuszy by podeptać doskonale ułożony traktat w Troyes a także dawał mu osobistą satysfakcję bo mógł pomścić wszelkie afronty jakich doznał z jej powodu, choćby to że musiał przed nią uchodzić z Reims. Postawienie jej przed trybunałem zwyczajnym biskupa Beauvais było całkowicie zgodne z regułami. Gdyby została wzięta o kilkaset metrów stamtąd, po drugiej stronie rzeki Oise, to miałaby do czynienia z innym biskupem i pewnie jej losy potoczyłyby się inaczej a przynajmniej bez takiego rozgłosu.
Jednak pominąwszy sprawę herezji to Joanna była również wartościowym kapitanem wziętym do niewoli na polu bitwy i Luxembourg nie chciał jej oddać bez godnej zapłaty ani Cauchon ani Wielkiemu Inkwizytorowi. Anglicy jednak nie mieli ochoty płacić. Argumentowali że taka transakcja byłaby niedozwolona z przyczyn religijnych bo jako zhańbiona herezją nie mogła oficjalnie i zgodnie z teologią być przedmiotem handlu i gdyby to zrobili to staliby się wspólnikami herezji co podlega ekskomunice, zatem twierdzili że należało ją wydać trybunałowi biskupa i inkwizytora bez żadnego okupu. Luxemburg obstawał jednak przy swoim a Anglikom bardzo zależało na skazaniu jej ponieważ jej istnienie zagrażało postanowieniom traktatu w Troyes i w końcu Bedford musiał się zgodzić żeby zapłacić Luxembourgowi za coś co ten powinien mu oddać z pobożności za darmo.
Pozostało uzgodnienie wysokości zapłaty. Luxembourg chętnie wymieniłby jakąś fantastyczną sumę pod pretekstem że Joanna jest bezcenna jednak Bedford się targował a diuk Burgundii Filip nakłaniał swego wasala do ustępstw. W końcu po targach zgodzono się na 10 tys franków. Nie była to przypadkowa suma bowiem według zwyczaju panującego we Francji za taką cenę suweren miał prawo wykupić za własne pieniądze jeńców wziętych do niewoli dla okupu. Ponieważ nie było innych przyjętych kryteriów to zaakceptowano taki. Jednak Luxembourg nie miał zaufania do wypłacalności Bedforda i godził się na przekazanie Joanny dopiero po otrzymaniu gotówki. I rzeczywiście Bedford był tak ogołocony z pieniędzy że aby zebrać tę nędzną sumę musiał przycisnąć swych burżua z Normandii i to jeszcze musiał zagwarantować tę sumę na kasie króla Anglii.
Zapłatę uzgodniono i w połowie lipca 1430 roku Joanna została przewieziona do zamku Beaurevoir, starej posiadłości rodziny Luxembourg gdzie trzymano ją w tamtejszej baszcie. Tu pojawił się kolejny problem bo ciotka Luxemburga, Jeanne de Luxemburg, hrabina de Ligny, starsza pani po której Luxembourg miał dziedziczyć, polubiła Joannę. Razem z miłosierną diuszessą de Bourgogne starały się przemówić jej do rozsądku, by zrezygnowała z męskiego stroju który mógł tylko zrobić fatalne wrażenie na ewentualnym trybunale. Chciwy Luxembourg bał się narazić ciotce wydając Joannę Bedfordowi bo mógł zostać wydziedziczony. Sprawa rozwiązała się sama bowiem ciotka zmarła we wrześniu tego roku w Awinionie podczas pielgrzymki zostawiając testament w którym wszystko mu przekazała i ten nie miał już żadnych powodów by nie oddać Joanny, Bedfordowi.
Bedford zebrał jednak pieniądze dopiero na początku listopada 1430 roku ale tylko na część okupu, uzgodniono że resztę miał wpłacić później. Po zapłaceniu części okupu do Beaurevoir przybył Cauchon by zabrać stamtąd Joannę. Ta wówczas rzuciła się z baszty ale skończyło się na utracie przytomności. Później sędziowie z Rouen potraktowali ten skok jako próbę samobójczą, chociaż ona sama różnie to tłumaczyła. Było zresztą możliwe że mogła się wówczas zabić. Zabrano ją z Beaurevoir i przewieziono do Arras gdzie spędziła kilka tygodni. Na początku grudnia 1430 roku przewieziono ją do Crotoy, małego portu rybackiego na drodze do Normandii, i dopiero wówczas Bedford wpłacił resztę pieniędzy uzgodnionych na wykupienie jej. Zatem Joanna została wzięta do niewoli przez Burgundczyków, wykupiona przez Anglików ale za normandzkie pieniądze a później sądzona przez Francuzów.
Anglicy lubią żeby inni za nich pracowali i pozwolili im w ten sposób zaoszczędzić ich własne, skromne zasoby. Zaraz też rozpoczęto przygotowywania do jej procesu ale rywalizowano o miejsce jego przeprowadzenia. Uniwersytet Paryża, który denuncjował Joannę jako heretyczkę chciał żeby proces odbył się w jego siedzibie, czyli w Paryżu. Przede wszystkim z powodów prestiżowych ale możliwe też że chodziło o pewien rewanż za przerażenie jakiego była przyczyną 8 września 1429 roku podczas szturmu na miasto. Bedford jednak uważał Paryż za niepewny i na miejsce procesu wybrał Rouen. Zatem 20 grudnia 1430 r zabrano Joannę z Crotoy i pod silną eskortą poprowadzono ją do Rouen.
Normandia i Rouen
O ile Akwitania była pod panowaniem króla Anglii od 1152 roku, chociaż stale traciła ziemie na rzecz króla Francji i w języku potocznym coraz częściej była nazywana Guyenne, to Normandia była konfiskowana przez Kapetyngów od 1204 roku i ten bogaty w pastwiska region po długim okresie pokoju był niejednokrotnie w ciągu wieku pustoszony na skutek wojen Walezjuszy z Plantagenetami a później z Lancasterami. Trzeba było zwycięstwa Henryka V pod Azincourt w 1415 roku by cała ta kraina wróciła do Anglii. Jednak ludność była tam bardzo podzielona i stale trwały wojny wewnętrzne. Los Rouen był szczególnie dotkliwy. Było to duże miasto rozciągnięte wzdłuż lewego brzegu Sekwany i w 1418 roku zostało oblężone przez Henryka V. Diuk Burgundii Jan Nieustraszony wziął na siebie obowiązek jego obrony i przysłał tam silny oddział burgundzki wzmocniony kontyngentem paryskim.
Jednak oblężone miasto szybko zaczęło cierpieć niedostatek i w grudniu 1418 roku wygłodzony garnizon burgundzki wypędził za mury kobiety, dzieci i starców, z tym większym heroizmem że był obcy dla tego miasta. Sobie zostawił tylko najtłustsze prostytutki które musiały jeść myszy. Ci nieszczęśliwi wygnańcy poumierali z głodu i zimna między francuskimi i angielskimi szańcami na oczach obu armii które przypatrywały się temu z obojętnością. W styczniu 1419 roku Rouen się poddało, kapitan burgundzki został powieszony a burżua zostali wycenieni na 300 000 ecus które mieli spłacać 10 lat. Jednak dzięki nagłemu zmniejszeniu się ich obowiązków rodzinnych ich sytuacja materialna szybko ulegała poprawie. Rozsądny burżua, uwolniony od swych starych rodziców czy dziadków, swych żon, kochanek, służących, swoich dzieci i bękartów, gdy mu przejdzie rozpacz i skończy się żałoba czuje się swobodny i się bogaci.
Odtąd mieszkańcy miasta znienawidzili Burgundczyków ale także Paryżan i Armaniaków którzy nie zrobili nic by im pomóc. Jednak, paradoksalnie, król Anglii budził u nich zaufanie i Rouen, chociaż jak by nie patrzeć miasto podbite, było długo życzliwe Anglikom i Joanna miała być sądzona we wrogim klimacie ludowym.
KONIEC CZĘŚCI IV
C.D.N
Bibliografia:
Hubert Monteilhet – La Pucelle
Regine Pernoud – La Liberation D’Orleans
G. Leroy – Jeanne d’Arc a Melun
Komentarze