Andrzej Chachuła – blog historyczny

6 maja 2023
Kategorie: Bez kategorii

Dziewice, Rozpustnice, i Wojna Stuletnia cz.II

Opublikowano: 06.05.2023, 11:08

Królik Bourges

Przebywający w Bourges syn Karola VI, delfin Karol, gdy się dowiedział o śmierci ojca ogłosił się 30 października 1422 roku królem Francji w tamtejszej katedrze jako Karol VII. Jednak trudno sobie wyobrazić gorszą sytuację niż tą w której się znalazł. Chociaż jego matka Izabella wraz ze śmiercią męża straciła znaczenie polityczne to jednak już był przez nią zdyskredytowany, siostry go zdradziły, w traktacie z Troyes formalnie określono go jako „tak zwany Delfin” poza tym w najlepszym razie uważano że był synem szaleńca i matki nimfomanki jeżeli w ogóle nie zaprzeczano legalności jego pochodzenia tym bardziej że i sama jego matka Izabella twierdziła że jego ojcem był Ludwik Orleański a mało kto w to wątpił bo wszyscy wiedzieli że była z nim w bliskich stosunkach gdy został poczęty i wszyscy też wiedzieli że popełniała głupstwa.

cathedrale de Bourges
Katedra w Bourges

Dzieciństwo i okres dojrzewania spędzał w atmosferze gwałtu i strachu które mu się materializowały w przerażające niekiedy wizje. Odrzucony przez matkę która nie wahała się rzucać na niego oskarżeń teraz musiał się jeszcze liczyć z traktatem z Troyes który popierał Uniwersytet Paryski i który akceptowało wielu Francuzów bo wszyscy mieli dość panującego zamętu. Wszystkim wydawało się że zwalą się na niego nieuniknione nieszczęścia to zaś nie wróżyło nikomu niczego dobrego i nie zachęcało do wspierania go. Ta powszechna desperacja działała przede wszystkim na jego niekorzyść bo był najsłabszym, przez wielu pogardliwie nazywanym królikiem z Bourges a na dodatek traktowano go jako tego którego zła wola uniemożliwiła zakończenie konfliktu. Oprócz Anglików miał przeciwko sobie jeszcze młodszą linię Walezjuszy Burgundzkich.

Jego największym wrogiem stał się regent Bedford który był w o wiele lepszej sytuacji niż on. Co prawda z ducha traktatu z Troyes wynikało że każde z obu królestw tzn Francja i Anglia miały zadowalać się własnymi finansami jednak Bedford oprócz pieniędzy uzyskiwanych we Francji cały czas miał możliwość czerpania ze skarbu angielskiego chociaż jego rodacy dawali mu pieniądze z rosnącą złą wolą. Miał zatem na swoim zapleczu kraj spokojny, dobrze zorganizowany, podczas gdy Karol VII był przyparty do muru. Zrozumiałym jest że będąc w tak trudnej sytuacji zaczął poszukiwać sojuszników i jakichś prawnych uzasadnień. Oczywiście musiał zakwestionować traktat w Troyes. Rozpoczął kampanię głoszącą że traktat ten jest nielegalny z tego prostego powodu że gwałci jego nienaruszalne prawa przez co rujnuje i tak już umęczone królestwo w którym już od początku istnienia zawsze przestrzegano reguły, zawsze fundamentalnej, że dziedzica tronu nie można wydziedziczyć.

John, Duke of Bedford - British Library Add MS 18850 f256v - detail.jpg
Jan Lancaster, książę Bedford

Rzucono hasło że król Francji należy do korony a nie na odwrót a ponieważ korona we Francji była przekazywana na mocy zwyczaju a nie w wyniku czyjegoś nakazu toteż żadna rada ani też żaden król nie mieli prawa do wskazywania następcy tronu. Ileż to intryg i nie kończących się wstrząsów byłoby gdyby każdy król przywłaszczył sobie prawo wydziedziczania delfina albo nawet jednego z jego młodszych braci według własnej fantazji a już na pewno nie mogła tego zrobić obca potęga do czego dopuścił Karol VI zatwierdzając traktat w Troyes.

 

Znowu Prawo Salickie   

Jednak przyjęta przez Karola VII retoryka propagandowa miała i słabe strony bo skoro traktat w Troyes nie mógł wydziedziczyć jego, Karola VII, to również żadne prawo ani zwyczaj nie mogły wydziedziczyć Joanny Nawarskiej przed 100 laty a to w końcu leżało u podstaw kariery Walezjuszy. Jednak mały Henryk VI otrzymał koronę w spadku poprzez matkę zatem znowu ogromnego znaczenia nabrało prawo salickie które w połowie XIV wieku znaleziono w paryskim opactwie Saint-Denis. Jednak o ile w połowie XIV wieku mnisi z Saint-Denis stali po stronie Walezjuszy to teraz popierali politykę anglo-burgundzką i zdradzili Bedfordowi tajemnicę której pilnie strzegli od czasów gdy jeszcze byli wierni Walezjuszom, mianowicie że w przeszłości Richard Lescot sfałszował rękopis tego prawa i Bedford zaczął głosić wszem i wobec że Karol VII to fałszerz.

Karol VII poruszony tymi godzącymi w jego honor oskarżeniami kazał rozpocząć poszukiwania innego tekstu prawa salickiego w bibliotekach będących w ziemiach które jeszcze do niego należały. Zajął się tym Geoffroy Vassal który po długich i cierpliwych poszukiwaniach znalazł w końcu inny egzemplarz Lex Salica Carolina (prawa salickiego karolińskiego) i dostarczył go królowi. W nim odnośny fragment brzmiał „De terra salica Nulla portio hereditatis mulieri veniatsed ad virilem serum tota terra perveniat”. Nie było tam słów „In regno”, to zaś znaczyło że Lescot w połowie XIV wieku je dopisał by przekształcić paragraf prawa cywilnego w wieczną i fundamentalną konstytucję królestwa. Tam gdzie Karol Wielki ustanowił prawo o dziedziczeniu pola rzepy Lescot wstawił dwa słowa z powodu których w grę weszło dziedziczenie całej Francji. Katastrofa.

Bo czy można było sobie wyobrazić bardziej ponurą zbrodnię od tej którą popełnił Lescot gdy usprawiedliwiał przebiegłą uzurpację na szkodę Joanny Nawarskiej, biednej sieroty, której matkę doprowadzono do śmierci z zimna  w normandzkich mgłach? Przy tym sfałszował tekst świętego Karola Wielkiego (Charlemagne), protektora dynastii. Można było sobie wyobrazić bardziej bezbożne, wręcz nie do odpokutowania oszustwo? Jakże zatem Bóg mógłby wspierać Walezjuszy?

 

Sytuacja Kościoła po soborze w Konstancy

Ówczesny Kościół nie był bynajmniej monolitem. Trwały w nim jeszcze zawirowania spowodowane Wielką Schizmą. Stosunki papieża Marcina V z Walezjuszami były raczej chłodne jednak po soborze w Konstancy Święta Siedziba miała poważne kłopoty finansowe bowiem na tym soborze przedstawiciele kleru różnych narodów skutecznie zdemolowali obejmujący całą Europę system fiskalny zmontowany przez papieży awiniońskich. Skutek był taki że po tym soborze papież lwią część swych dochodów musiał czerpać z państw włoskich. Ogromnego znaczenia zaczęły nabierać posiadłości Kościoła we Włoszech. Jednak prawo do nich Kościół wywodził z tzw Donacji Konstantyna Wielkiego z V wieku i właśnie wówczas po Włoszech zaczęło krążyć studium rzymskiego literaturoznawcy, Lorenzo Valla, który odgrzewał tezę na którą dotąd nikt nie zwracał uwagi, że owa donacja to fałszywka sfabrykowana bez wątpienia pod koniec VIII wieku i przemycona gdzieś w połowie XII wieku do zbioru dekretów kanonicznych mnicha Gracjana, który był autorytetem w Szkołach.

Nie poprzestał nawet na tym bo wykazywał że gdyby nawet Konstantyn Wielki pod wpływem jakiegoś impulsu wpadł na ekstrawagancki pomysł by oddać pierwszeństwo biskupowi Rzymu to i tak nikt by go nie posłuchał bo przecież ten cesarz nigdy nie wyrzekł się swego pogańskiego tytułu „pontifex Maximus” a ochrzcić kazał się dopiero na łożu śmierci. Dzieło Lorenzo Valla było do pewnego stopnia owocem rozwoju nauk historycznych we Włoszech w tym czasie, szczególnie tych dotyczących starożytności. Tak na marginesie to zostało ono opublikowane w 1440 roku i przysporzyło Kościołowi wielu kłopotów. Jednak już  w latach 1420-tych bardzo martwiło pewne kręgi kościelne na czele których stał kardynał Sieny, Gabriel Condulmer, mający widoki na papieską tiarę, był zatem papabile. Nie dotyczyło doktryny więc Inkwizycja nie ingerowała jednak tak naprawdę to do dzisiaj nie wiadomo na jakim prawnym fundamencie oparte jest państwo kościelne.

W Ewangeliach nie tylko nie jest przewidziana żadna doczesna władza dla św. Piotra a jest wręcz nakaz by nie mieszał się do spraw doczesnych. Papież oczywiście nie miał zamiaru oddać Rzymu i Państwa Kościelnego cesarzowi, przeciwnie zaczął bardziej niż kiedykolwiek je bronić rzucając ekskomuniki na wszystkich tych którzy chcieli się temu sprzeciwić, chociaż rzadko były skuteczne. Papabile Gabriel Condulmer dobrze sobie zdawał sprawę że najpilniejszą troską papieża w takiej sytuacji było przede wszystkim zadbanie o finanse Kościoła to zaś oznaczało że papież do pewnego stopnia musi wcielić się w skórę doczesnego księcia włoskiego nastawionego bardziej na pilnowanie granic swych ziem niż na trudną do zrozumienia teologię.

 

Ocieplenie stosunków Walezjuszy z Rzymem i Wenecją.

Przyparty do muru Karol VII szukał oczywiście sojuszników również w Świętej Siedzibie. O ile papież Marcin V miał z Lancasterami ciepłe stosunki a z Walezjuszami raczej chłodne to jednak wielu wpływowych hierarchów Kościoła Rzymskiego dobrze wspominało czasy  awiniońskie kiedy to papiestwo było w dobrych stosunkach z królami Francji bo wtedy finanse Kościoła rzymskiego były w doskonałym stanie. Takie sympatie mieli hierarchowie skupieni wokół kardynała Sieny który pochodził z bogatej i wpływowej weneckiej rodziny Condulmer, był  siostrzeńcem poprzedniego papieża Grzegorza XII i kontynuatorem jego polityki, czyli dążył do unii Kościoła zachodniego ze wschodnim. Karol VII postarał się wykorzystać te tendencje i wysłał do Wenecji magistra Simona Charles by ten zdobył tam rękopis Valla.

Ilustracja
Kardynał Sieny Gabriel Condulmer, późniejszy papież Eugeniusz IV

Było to swoiste ostrzeżenie skierowane do Kościoła Rzymskiego bo Karol VII dawał w ten sposób do zrozumienia że może na przykład narobić szumu wokół tej fałszywej donacji Konstantyna po czym nasłać jakiegoś nowego francuskiego Nogareta, zażądać żeby papież wreszcie rozpoczął poważne dochodzenie w tej sprawie i w ten sposób narobić Kościołowi problemów. Niewątpliwie obudziło to czujność kardynała Sieny który chciał uniknąć ewentualnych kłopotów ze strony Walezjuszy. Na tym tle doszło zapewne do pewnego dealu między nim a królem Francji który zaaprobował Kościół. Kardynał Sieny miał poprzeć kwestionowane prawo salickie na przykład uciszając mnichów z Saint-Denis, natomiast Karol VII miał wyciszyć sprawę kwestionowanej donacji Konstantyna. Rozpoczęły się delikatne negocjacje. Jednocześnie w tym czasie Karol VII po raz pierwszy usłyszał o Dziewicy i uznał że ona również może mu się przydać by przykryć sprawę związaną z prawem salickim.

 

Joanna Dziewica 

Joanna Dziewica pochodziła z Lotaryngii. Urodziła się w Domremy w 1412 roku a przynajmniej taką datę podała później w swych zeznaniach w Rouen. Przez Domremy przechodziła wówczas granica między królestwem Francji a Świętym Cesarstwem. Joanna urodziła się w jego północnej części które podlegało królowi Francji. Natomiast całe Domremy podlegało jednemu proboszczowi który był hierarchicznie podporządkowany biskupowi cesarskiego miasta Toul, zatem świecki kler całego Domremy podlegał wówczas Cesarstwu. Była to enklawa lojalna Karolowi VII ale otaczali ją Burgundczycy, Anglicy a i nie brakowało zwolenników Cesarstwa. W każdym razie sympatie polityczne tamtejszej ludności były bardzo podzielone. Pewien wpływ na mieszkańców, a niewątpliwie i na Joannę, wywierali bracia żebracy którzy, mimo niechęci proboszcza, co jakiś czas odwiedzali Domremy.

Ci byli różnego pochodzenia i różnych tendencji. Jedni byli za Cesarstwem, inni za Anglikami a jeszcze inni za Walezjuszami. Od 1420 roku kiedy to syn Andegawenki, Jolanty Aragońskiej, Rene d’Anjou, ożenił się z Izabellą, córką diuka Karola II Lotaryńskiego i jedyną jego spadkobierczynią, Lotaryngia była pod wpływem Andegawenów, wasali króla Francji, chociaż formalnie Rene d’Anjou został diukiem Lotaryngii dopiero w 1431 roku po śmierci teścia. Rodzina Joanny nie była bardzo bogata ale żyła dostatnio i coś znaczyła. Jej ojciec miał 20 hektarów z czego 12 ha ziemi ornej uprawianej wołami a miał nawet konie, dzięki czemu Joanna nauczyła się jeździć konno. Był wiejskim notablem, pobierał opłaty, sprawdzał miary i wagi, a nawet pilnował więźniów gdy się tacy trafiali. Kiedy w 1423 roku ludność Domremy postanowiła przyjąć na służbę niemieckiego najemnika Roberta z Saarbruck by lepiej zadbać o swoje bezpieczeństwo to kontrakt podpisywał również jej ojciec, zaraz po merze i po szefie lokalnej policji.

Jeanne_d'_Arc_(Eugene_Thirion)
Joanna d’Arc słuchająca Głosów

Matka była bardzo religijna, nieustannie brała udział w dalekich pielgrzymkach. Siostra Joanny, Catherine, poślubiła nawet syna mera Greux. Była to rodzina podobna do angielskich „yeomen” a tacy stanowili o sile angielskiej armii, zatem sprawy publiczne nie były Joannie całkowicie obce. Według tego co sama później zeznała to gdy miała 13 lat zaczęła słyszeć Głosy Anielskie które były życzliwe Karolowi VII i kierowały jej postępowaniem. Tamtejszym panem z ramienia króla Francji był kapitan zamku Vaucouleurs, Beaudricourt, daleki potomek niefortunnego kochanka Małgorzaty Burgundzkiej, d’Aulnay, znanego z afery wieży Nesle. Był zawsze wierny Rene d’Anjou i Walezjuszom przy tym bardzo skrupulatnie korzystał ze swego prawa pierwszej nocy. Do pewnego stopnia był nawet szczodry bo ustanowił pewną, niewielką co prawda, ale jednak rentę, dla dziewcząt które miały z nim dziecko, jeżeli się do tego przyznały.

To prawo chciał wyegzekwować również na Joannie. Tu jednak trafiła kosa na kamień. Joanna się nie dała, stawiła skuteczny opór i Beaudricourt z tej niefortunnej dla siebie przygody wyszedł podobno nawet z podbitym okiem. Sprawa nabrała pewnego rozgłosu. Beaudricourt bynajmniej nie robił tragedii z podbitego oka i oporu Joanny ale jeszcze przyczynił się do jej rozgłosu i ta zdobyła pewną sławę jako Dziewica i tym bardziej słuchano tego co mówiła, że słyszy przychylne Karolowi VII Głosy z Niebios i że pragnie w tej sprawie się z nim zobaczyć. Ta cała historia dotarła do uszu teściowej króla, Jolanty Aragońskiej która postanowiła wykorzystać sławę Joanny do celów politycznych.

 

Sytuacja polityczna ok.1429 roku

Jesienią 1428 roku działania wojenne przybrały na sile. Anglicy oblegli Orlean, ważne miasto Karola VII, niezbyt oddalone od Paryża co ułatwiało dostarczanie oblegającym zaopatrzenia i posiłków a poza tym leżało w sercu prowincji języka „oui” gdzie Karol VII zbierał najwięcej pieniędzy i gdzie były jego najważniejsze zamki. Były również korzyści propagandowe bowiem Orlean był miastem diuka Karola, szefa gałęzi Orleanów i czymś w rodzaju małej stolicy „armaniaków”. Karol VII zaczął zbierać wojsko mające iść na odsiecz Orleanu ale szło to opornie bo brakowało mu pieniędzy a poza tym w zebranym wojsku trudno było zaprowadzić dyscyplinę, również z tego powodu że towarzyszyły jej rzesze prostytutek. Była to istna plaga. Kręciły się po obozie i wszędzie było ich pełno. Nie tylko fatalnie wpływało to na dyscyplinę ale i utrudniało utrzymywanie tajemnic.

Poza tym na dobrą sprawę to nie bardzo wiadomo do jakiego stopnia Karol VII, wówczas 26-letni młody mężczyzna, był zdeterminowany by zjednoczyć całą Francję pod swym berłem i przywrócić dawną chwałę Kapetyngom (przecież Walezjusze to również Kapetyngowie). Możliwe że interesowało go to umiarkowanie bo na pewno nie był przywiązany do swej rodziny która go odrzuciła a nawet zdradziła natomiast bez większych problemów mógł panować nad częścią ziem francuskich, tych na południe od Loary, na tyle bogatych że mógłby sobie prowadzić spokojne życie statecznego władcy. Mogło go to nęcić i gdyby do tego doszło to granice współczesnej Europy dzisiaj wyglądałyby pewnie zupełnie inaczej. Jednak nie dane mu było zaznać spokojnego życia ze względu na teściową która usilnie drażniła jego ambicje.

Jolancie Aragońskiej bardzo zależało na sukcesie Walezjuszy bo ich rezygnacja z pokaźnej części Francji na rzecz Lancasterów oznaczała utratę lenn Andegawenów jakie tam mieli, a szczególnie Anjou, które było bastionem rodu. We Francji więcej było takich których sytuacja była podobna, istniało więc stronnictwo  wrogie Lancasterom, zorientowane na Walezjuszy a zatem na prowadzenie wojny z Anglią do ostateczności. Jolanta była w tym stronnictwie niewątpliwie bardzo ważną osobistością. Oczywiście jeżeli jakieś stronnictwo chce wpływać na króla to najczęściej podsuwa mu kobietę, przeważnie jako kochankę. Jolanta też postanowiła wykorzystać kobietę by wpłynąć na ambicje zięcia, nie mogła jednak podsunąć mu kochanki bo nie mogła narobić problemów córce więc wykorzystała do tego celu zdeklarowaną dziewicę, zresztą po teściowej trudno się było spodziewać czego innego. I tak Joanna znalazła się w rachubach politycznych wpływowego stronnictwa.

Oczywiście to stronnictwo widziało na tronie francuskim Walezjusza bo to była gwarancja bezpieczeństwa ich lenn. Z tym był jednak kłopot bowiem na mocy traktatu w Troyes, który popierało wielu Francuzów, od 1422 roku królem Francji był młody Henryk VI Lancaster. Trzeba było coś z tym zrobić i wtedy to stronnictwo wysunęło argument który wyraźnie przechyliły szalę  na korzyść Walezjuszy a który Lancasterowie i ich zwolennicy zlekceważyli,  mianowicie że we Francji to koronacja w Reims czyni króla a ten argument był na tyle silny że z czasem zakwestionował traktat w Troyes który dotąd popierało wielu Francuzów. Siła tego argumentu miała swoje korzenie w polityce historycznej Kapetyngów/Walezjuszy ale tak się złożyło że jego wyrazicielką stała się Joanna, to ona nadała mu rozgłos i tym samym podważyła traktat w Troyes.

 

Polityka historyczna Kapetyngów

Średniowieczna Francja nie była ani pierwszym ani ostatnim krajem którego historię poznawano nie z poważnych dzieł historycznych a z literatury, a nawet z wymysłów. Według Kapetyngów historia królestwa Francji zaczynała się od założenia Lutecji przez Trojańczyka Francion, który był wnuczkiem Priama i tak Galia stała się Francją. Później jeszcze uhonorowano porywacza Heleny Trojańskiej, czyli Parysa (Paris) i tak Lutecja stała się Paryżem (Paris=Paryż). Natomiast dawna rzymska Augustobona stała się Troyes, czyli Troją i może nieprzypadkowo wybrano miasto o takiej nazwie dla zawarcia traktatu w 1420 roku. Według tych mitów po jakimś czasie diuk Paryża Faramond, potomek Franciona, został wybrany królem Francji przez 12 równych sobie dygnitarzy zwanych parami (pair znaczy równy). Nazywano ich też ojcami Francji a o samej Francji mawiano że to ich córka.

Portrait roi Pharamond.jpg
Faramond, mityczny pierwszy król Francji.

Ten wybór przez parów był pewnym substytutem wolnej elekcji bowiem Kapetyngowie chcieli żeby o niej zapomniano. By temu wyborowi przez parów nadać jeszcze lepszą legitymację nagłośniono koronację Chlodwiga, również rzekomego potomka Franciona, w Reims. Krótko mówiąc według tych wymysłów Faramond wytyczył drogę pełnemu cnót Chlodwigowi, pierwszemu Frankowi chrześcijaninowi. Odtąd wszyscy królowie Francji mieli krew Franciona, Faramonda i Chlodwiga. Ta krew była tak szacowna że wszelkie elekcje przestały być potrzebne. Za Walezjuszy nikt we Francji nie mówił już o Gallach i Wercyngetoryksie o których tyle napisał Cezar. Jego pamiętniki leżały gdzieś w bibliotekach, znali je tylko nieliczni i nikt się nimi nie przejmował. Wobec krwi Franków krew Gallów nic nie znaczyła chociaż można było mieć pewne wątpliwości co do nieskazitelności jej przekazywania bowiem o ile można było oficjalnie twierdzić że cenna krew Merowingów została prawidłowo przekazana Karolingom ponieważ te czasy ginęły w pomroce dziejów to inaczej sprawa wyglądała z przekazaniem cennej krwi Karolingów, Kapetyngom bo ta historia była pamiętana.

Nikt się tym jednak nie przejmował i polityka historyczna Kapetyngów utorowała drogę legendzie że od czasów Chlodwiga wszyscy królowie Francji byli koronowani. Tak zwana koronacja Chlodwiga miała istotnie miejsce w Reims ale dodano do niej legendę która mówiła że podczas tej ceremonii biskupowi Remi (postać historyczna) zabrakło oliwy do namaszczenia i wtedy w cudowny sposób dostarczył mu ją gołąb. Odtąd tej świętej oliwy używano do namaszczania kolejnych królów podczas koronacji a jej poziom w cudowny sposób nie obniżał się. Była przechowywana w Świętej Ampule znajdującej się w Reims i ta Ampuła stała się nieodzowna podczas koronacji. Wszystko to było nieprawdą ponieważ Chlodwig był tylko ochrzczony a tak naprawdę pierwszym koronowanym władcą był Pepin Krótki w połowie VIII wieku i to dlatego że jego uzurpacja ze szkodą dla Merowingów wymagała gwarancji Kościoła.


Gołąb przynosi Świętą Ampułę świętemu Remi

W czasach Karola Wielkiego koronowaniu zaczęła towarzyszyć sakra taka jaką otrzymują biskupi. Począwszy od 869 roku koronacje połączone z sakrą miały miejsce przeważnie w Reims ale nie zawsze i ustaliło się że namaszczenia króla dokonywano poprzez naniesienie dwóch substancji: oliwy ze Świętej Ampuły której pochodzenia nikt nie zna, chociaż wiadomo że została wyprodukowana po XII wieku, i z krzyżma, analogicznego do tego który służy do namaszczania biskupów. Nie było to do końca zgodne z teologią i na początku XIII wieku kiedy to Innocenty III ustalił teorię o 7 chrześcijańskich sakramentach kategorycznie wykluczył z nich koronację i przypomniał że święte krzyżmo jest zarezerwowane dla namaszczania biskupów. Jednak Innocentemu nie udało się wyrugować koronacji bowiem lokalne klery stawiły bierny opór a później przestano się tym zajmować ponieważ były ważniejsze sprawy.

W każdym razie papiestwo nie tylko nie dało żadnej definicji teologicznej koronacji ale jeszcze chciało ją zlikwidować uważając ją za dwuznaczną, zbyteczną i oszukańczą. Jednak taka legendarna wizja przeszłości Francji była mocno zakorzeniona wśród ludu a przynajmniej wśród jego bardziej oświeconej części toteż stronnictwo  Jolanty zdecydowało by odwoływać się do tradycji Kapetyngów i koronacji w Reims. Lancasterowie nie zorientowali się jakie to ma znaczenie dla Francuzów, nie przywiązywali do koronacji w Reims należytej wagi a gdy się przekonali że to znaczenie jest ogromne było już za późno. Oczywiście legendy i polityka historyczna były ważne ale ważne były też pieniądze a wówczas obie strony, zarówno Walezjusze jak i Lancasterowie, odczuwali ostry ich brak. Kraj który liczył wiele milionów ludności mógł wystawić zaledwie kilka tysięcy żołnierzy, w praktyce tyle na ile starczało pieniędzy.

 

Przygotowywania do Odsieczy Orleanu

Jednak te się znalazły, można zadać sobie pytanie skąd? Wiele wskazuje na to że dostarczyła ich Wenecja która już od pewnego czasu finansowała pewne ugrupowania we Francji. Pieniądze od niej otrzymywał wszechpotężny wówczas minister Karola VII, La Tremouille. Jednak pieniądze przeznaczone na odsiecz Orleanu otrzymała najwidoczniej teściowa króla, Jolanta Aragońska  bo to ona je dała d’Alencon któremu powierzyła zadanie zaciągnięcia armii i sprawa odsieczy zaraz ruszyła z miejsca. Omawianie motywów jakie kierowały Wenecją by się finansowo zaangażować po stronie Walezjuszy wykracza poza zakres tego tematu. Nie bez znaczenia na pewno było to że przywódca wpływowego stronnictwa w Kościele, kardynał Sieny pochodził z bardzo wpływowej weneckiej elity, był bratankiem papieża Grzegorza XII i kontynuatorem jego polityki o czym była mowa wyżej.

jean_II_duke_alencon
Książę Jean II d’Alencon. Głównodowodzący armią Karola VII w 1429 roku.

Jednak o ile dla Wenecji pieniądze nie stanowiły problemu to dla Anglików tak. Oblężenie Orleanu kosztowało ich 40 000 liwrów tureńskich miesięcznie i w pierwszym tygodniu marca 1429 roku Bedford musiał prosić swych funkcjonariuszy by mu pożyczyli 1/4 rocznej pensji dla wsparcia prowadzącego oblężenie Suffolka i możliwe było że sytuacja finansowa zmusi Anglików do odstąpienia od Orleanu tym bardziej że 17 kwietnia 1429 roku ich sytuacja się pogorszyła bowiem diuk Burgundzki, Filip Dobry zabrał z pod Orleanu swe oddziały liczące około 1000 ludzi. Był poirytowany tym że Bedford odmówił mu przekazania Orleanu bowiem w lutym 1429 roku Orleańczycy zwrócili się do niego z taką propozycją wątpiąc w odsiecz Karola VII. Jednak ta siermiężna batalia obliczona na finansowe wyczerpanie przeciwnika mogła się obrócić na korzyść Walezjuszy tylko pod warunkiem że głód nie zmusi Orleańczyków do przedwczesnych układów z Bedfordem. Zatem Anglików można było pokonać dostawami żywności ale do tego potrzebna była armia.

 

Joanna Wchodzi do Gry

Pod koniec 1428 roku gdy oblężenie Orleanu zaczęło się na dobre obłożnie zachorował teść Rene d’Anjou, Karol II Lotaryński, a ponieważ sława Joanny dotarła również do niego to wyraził życzenie by go odwiedziła w nadziei że mu pomoże. Możliwe że kryła się za tym jakaś intryga Jolanty Aragońskiej bo Karol II Lotaryński już dawno oddalił swoją legalną żonę, Małgorzatę Bawarską, czyli teściową Rene, i żył z nijaką Alison May (Dumay) z którą miał 5 dzieci i której we wszystkim ulegał co pewnie nie podobało się ani Rene ani jego matce. W każdym razie Joannie wydano stosowne przepustki i rekomendacje i ta udała się na dwór lotaryński. Tam powiedziała diukowi że jego dusza jest bardziej chora niż ciało i mógłby się czuć lepiej gdyby zaczął z powrotem żyć ze swoją legalną żoną i prowadził przyzwoite życie. Wywarła wrażenie i na dworze lotaryńskim doszło do pewnego zamieszania a ponieważ była zwykłą wiejską dziewczyną to nikt nie podejrzewał jej o jakąś intrygę.

Gdy wróciła do Domremy, Baudricourt, w porozumieniu z Jolantą, kazał proboszczowi Jean Fournier dokonać egzorcyzmów i wyspowiadać ją, by sprawdzić czy ma naprawdę nadprzyrodzone dary. Próba ta wypadła dla Joanny pomyślnie i Beaudricourt napisał do przebywającego wówczas w Chinon Karola VII raport w tej sprawie. Opisał w nim wszystko co miało związek z Joanną, z jej Głosami itd. ale ten raport był również czymś w rodzaju rekomendacji ponieważ pisał w nim że posyła Joannę do Chinon sugerując żeby król ją przyjął i wysłuchał. Karol VII przeczytał raport z uwagą. To było akurat w czasie gdy się potwierdziło się że prawo salickie to falsyfikat a sprawa Dziewicy mogłaby to trochę przykryć, zatem wyraził zgodę na przyjęcie jej i 22 lutego 1429 roku Joanna wyruszyła z Vaucouleurs. Baudricourt dał jej małą eskortę w skład której wszedł Colet de Vienne, był to kurier który zazwyczaj zapewniał łączność między dworem a Vaucouleurs i drogę do Chinon znał na wylot, podarował jej również miecz, co prawda lichej jakości, którym miała przepędzać prostytutki.

Przepędzanie prostytutek z obozu miało być jej podstawowym codziennym, rutynowym zajęciem, chociaż nie wykluczało to wykonywania przez nią innych zadań. Po drodze zatrzymała się koło kaplicy w Saint-Catherine-de-Fierbois. Było to sanktuarium gdzie wzięci do niewoli żołnierze którzy odzyskali wolność przychodzili dziękować świętej za wstawiennictwo i zostawiali tam jako wota broń czy zbroje. Stamtąd wysłała list adresowany do Karola VII w którym utrzymywała że jest pod wpływem Głosów Anielskich, potwierdzała jego roszczenia i twierdziła nawet że jest w stanie go rozpoznać wśród ludzi jego dworu chociaż nigdy przedtem go nie widziała. Ten list dostarczył Colet który ruszył przodem. Karol VII otrzymał również list od Bękarta Orleańskiego który kierował obroną Orleanu. Ten pisał że dowiedział się iż jakaś chłopka, która mówi że jest natchniona przez Niebiosa i każe się nazywać Joanną Dziewicą, wyruszyła z jego zamku Vaucouleurs i zmierza do Chinon.

Głosi że uwolni Orlean od oblężenia i poprowadzi Karola do Reims na koronację, że Orleańczycy są bardzo poruszeni tymi wieściami a ponieważ grożą im wielkie niebezpieczeństwa to są gotowi uwierzyć w cuda. Jednym z argumentów które przytaczano za przyjęciem Joanny był ten że Joanna Dziewica opuściła Vaucouleurs 22 lutego, czyli właśnie w dzień urodzin Karola VII i ten uznał to za uderzające a w każdym razie za dobry znak, zgodził się przyjąć Joannę ale po to by sprawdzić wiarygodność jej Głosów. To znaczy miał wmieszać się w tłum dworzan i sprawdzić czy Joanna go w tym tłumie go rozpozna. Możliwe że zgodził się na to dla świętego spokoju, pod wpływem nalegań, jej wyruszenie 22 lutego to przecież żaden cud i tak naprawdę to wątpił żeby Dziewica go rozpoznała, to zaś zdyskredytowałoby jej Głosy i zakończyło całą sprawę.

 

Dziewica w Chinon 

Joanna Dziewica przybyła ze swoją eskortą do Chinon w piątek 4 marca 1429r. Drogę z Vaucouleurs pokonała  w zaledwie 11 dni co można określić nawet jako wyczyn. Zatrzymała się w najlepszej oberży w mieście na koszt króla. Ubrana była po męsku a po przybyciu nie przebrała się w kobiece szaty, czego wszyscy się spodziewali. Dowiedziała się że, tak jak to powiedziały jej Głosy, król raczy ją przyjąć w niedzielę w Wielkiej Sali zamku i miała go rozpoznać w tłumie dworzan. I rzeczywiście 6 marca 1429 roku, w niedzielę wieczorem, w Wielkiej Sali zamku w Chinon zebrał się tłum dworzan. W pewnym momencie weszła Joanna. Była w stroju żołnierskim, ubrana typowo po męsku a jej ubiór dziwnie kontrastował ze wspaniałymi, kolorowymi szatami dworzan. Jeżeli Karol VII spodziewał się że Joanna nie rozpozna go wśród tłumu dworzan i wszystko się na tym zakończy to nie docenił swojej teściowej, bo Joanna weszła na salę pod rękę z przyjacielem teściowej, hrabim de Vendome, i wystarczyło żeby hrabia dał jej jakiś znak kiedy znajdzie się przed królem, na przykład ścisnął jej rękę.

Chinon

Joanna rozpoznaje króla w Chinon

Dość długo Joanna krążyła z Vendome po sali nikogo nie rozpoznając, chociaż kilka razy się zawahała. Na ustach dworzan zaczęły się już pojawiać powściągliwe chociaż znaczące uśmieszki ale gdy znalazła się w pobliżu Karola VII jej twarz się rozjaśniła. Zbliżyła się do niego i złożyła mu jak najpoprawniejszy hołd którego zapewne nauczył ją Vendome. Król jednak zaprzeczył jakoby to on był królem i wskazał na stojącego obok de Rais który był bardzo efektownie ubrany. Ta jednak upierała się przy swoim i w końcu wypowiedziała takie mniej więcej zdanie: „Szlachetny Delfinie, król Niebios kazał ci powiedzieć za pośrednictwem Joanny Dziewicy że będziesz poświęcony i koronowany w Reims, jako namiestnik króla Niebios którym jest król Francji”. Trochę później dodała: „Mówię ci to z boskiego przekazu że jesteś prawdziwym dziedzicem Francji i królewskim synem”.

U króla dało się zauważyć zakłopotanie, wziął Joannę trochę na bok, wymienił z nią kilka zdań których już nikt nie usłyszał a chwilę później razem z nią wyszedł z sali. Zaraz rozległ się gwar. Rozmawiano o Dziewicy. Widać było że zrobiła na królu wrażenie jednak dziwnym wydawało się że król wziął ją na bok jakby zakłopotany i że razem wyszli. Bo tak naprawdę chociaż Joanna wypowiedziała tylko dwa zdania to jednak były one kłopotliwe dla króla. Nazwała go Delfinem a król nie życzył sobie by go traktowano jak Delfina bowiem stało to w sprzeczności z propagandą Walezjuszy która głosiła że po pogrzebie jego ojca Karola VI stał się jak najbardziej królem ponieważ we Francji to pogrzeb czyni króla a nie śmierć. Poza tym wyraziła ludowy stereotyp który wymagał by to koronacja w Reims uczyniła z Delfina prawdziwego króla.

Karol VII nie miał nic przeciwko koronacji w Reims. Ta ceremonia podniosłaby jego znaczenie w oczach ludu ale sytuacja w jakiej się wówczas znajdował nie sprzyjała temu. Reims nie było w jego rękach i marsz na Reims pod sztandarami Dziewicy mógł zakończyć się fiaskiem co by spowodowało jego dyskredytację. Co gorsza Lancasterowie mogli zorientować się jakie znaczenie ma dla ludu Francji koronacja w Reims i mógł się tam koronować Henryk VI przed nim a wtedy Karol VII pozostałby już tylko tak zwanym Delfinem i mógłby się pożegnać z koroną Francji. Joanna jednak pozbawiła go możliwości wyczekiwania na dogodny moment poprzez publiczne odwołanie się do tego stereotypu i to z taką doniosłością. Karolowi VII na pewno na tym nie zależało. Oczywiście sprawa wyglądałaby inaczej gdyby Karol VII dotarł do Reims ale liczenie na to w ówczesnej sytuacji było ryzykowne.

Był jeszcze inny szkopuł który zaogniał ten pierwszy bowiem w wizjach Joanny koronacja nie tylko czyniła króla z Delfina ale poprzez tę ceremonię król Niebios, prawdziwy król Francji, sławny, szacowny suweren, miałby powołać biednego króla Walezjusza jako swego namiestnika i wasala. Zatem gdyby wyprawa na Reims się nie udała to byłby to widomy znak że łaskawa inwestytura Niebios go ominęła i stąd wyciągnięto by wniosek że łaska boska została mu odmówiona. Zatem Karol VII byłby podwójnie zdyskredytowany i zostałby wiecznym Delfinem. Ale nawet gdyby ta nieprawdopodobna wyprawa się udała to Karol VII nie miałby najmniejszej ochoty by otrzymać królestwo od jakiegoś innego króla niż jego ojciec, w tym przypadku od Króla Niebios. Dla doczesnego suwerena oznaczało to uznanie siebie za wasala Króla Niebios to zaś oznaczało powrót do najbardziej nieznośnych czasów teokracji papieskiej Innocentego III i jego zwolenników.

Taka inwestytura z nadania króla Niebios oznaczała że papież i jego Kościół staliby się czymś w rodzaju notariuszy Króla Niebios to zaś znowu nadmiernie uzależniłoby władcę od Kościoła. Poza tym sugestia Dziewicy że król Niebios miałby być królem Francji była sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem a nawet z teologią bo Król Niebios nigdy przecież by nie ograniczył swego królestwa do Francji a za wasali króla Niebios można było uważać również Lancasterów. Zatem dlaczego wszechmocny suweren Niebios miałby stanąć po którejś ze stron z powodu jakiegoś zagmatwanego sporu między jego wasalami? W istocie byłaby to próba zrzucania na niego odpowiedzialność za to z czym nie miał nic wspólnego. Problem był również z drugim, zdaniem które brzmiało: „Mówię ci, panie, w imieniu Boga, że jesteś prawdziwym dziedzicem Francji i synem króla”. Można było zauważyć że właśnie to zdanie wywarło na królu wrażenie i to zapewne dlatego wziął ją na bok by nie miała możliwości mówić dalej.

Jak już była o tym mowa wyżej powszechnie poddawano w wątpliwość że jego ojcem jest Karol VI ponieważ przed jego urodzinami królowa Izabella zachowywała się w sposób frywolny i nierozważny a nawet sama zaprzeczała jakoby jego ojcem był Karol VI. Te powszechnie wyrażane wątpliwości były dla Karola VII prawdziwą udręką. Marzył oczywiście by dla ludu był synem Karola VI ale żeby w rzeczywistości był synem wspaniałego Ludwika Orleańskiego bo nie chciał być synem wariata. Każdy na jego miejscu myślałby w ten sposób. Krótko mówiąc tego dnia Karol VII wpadł w pułapkę bo nie mógł już zignorować tego co zaszło wówczas w wielkiej sali zamku Chinon ponieważ świadkiem był cały dwór a dworzanie nie byli przypadkowo zebranymi ludźmi, każdy z nich reprezentował jakieś ważne środowisko, poza tym Dziewicę otaczała już pewna renoma.

To wydarzenie do pewnego stopnia wytyczyło Karolowi VII pewien program polityczny na przyszłość, czy tego chciał czy nie, i kryła się za nim zapewne jakaś intryga koterii, czy stronnictwa, które dążyło do zdecydowanych działań przeciwko Anglikom.

 

Dziewica w Poitiers

Wydarzenia jakie miały miejsce 6 marca 1429 roku w zamku Chinon nabrały rozgłosu jednak potrzebne było jeszcze jakieś oficjalne potwierdzenie prawdziwości Głosów Joanny. W Chinon wstępnie przesłuchali ją biskupi których wsparło wielu teologów i w jej zeznaniach nie znaleźli nic co by ją jednoznacznie dyskredytowało. Zdecydowano zatem że zostanie przebadana przez poważne gremium kościelne. Takie gremium zebrało się już w połowie marca, w Poitiers w pałacu „de la Rose” należącym do magistra Jean Rabateau, radcy i adwokata parlamentu tego miasta. Byli tam ludzie wyróżniający się wiedzą ale też i znaczeniem, m.in. arcybiskup Reims i kanclerz Francji Regnault de Chartres, który był szczególnie zainteresowany tym wydarzeniem bowiem program Dziewicy dokładnie jego dotyczył, był tam także królewski spowiednik Gerard Machet który później został rektorem i wicekanclerzem Uniwersytetu Paryża.

Byli tam również biskupi którzy wstępnie przesłuchiwali ją w Chinon, bracia kaznodzieje św. Dominika, pewien karmelita i również magister Seguin, pierwszoplanowy teolog dominikański który miał zostać dziekanem ufundowanego 3 lata później Uniwersytetu Poitiers. Liczba śledczych i czas jaki został poświęcony na badanie Dziewicy świadczy że bardzo troszczono się o reputację Karola VII i wszystko traktowano bardzo poważnie ale z Joanną postępowano bardzo pobłażliwie. Możliwe że pewną rolę odegrało tu stronnictwo kardynała Sieny, Wenecjanina Gabriela Condulmer. Przesłuchania trwały 12 dni ale były to właściwie  rozmowy z młodą dziewczyną której program można było streścić w jednym zdaniu. Zebrani starannie unikali pytań na które odpowiedź groziłaby tym że musieliby uznać ją za heretyczkę i na dodatek nieposłuszną Kościołowi.

Podstawowym pytaniem jakie jej tam zadawano było: „Gdybyśmy ocenili (czysto szkolna hipoteza) pani głosy za podejrzane, to by nam pani zaufała?”. W zasadzie było to już poważne pogwałcenie ich obowiązków bo tak postawione pytanie było mocno nieprecyzyjne ale zrobili coś jeszcze gorszego bo prowokowali ją by traktowała lekkomyślnie swe zeznania a przecież to mogło zagrozić jej wolności a nawet życiu. Zresztą zaprowadziło ją to na stos w 20-tym roku życia bowiem później w Rouen sędziowie nie potraktowali sprawy ulgowo.

 

Początki żołnierskiej kariery Joanny 

Przesłuchania Joanny w Potiers wypadły dla niej pomyślnie i przysporzyły jej jeszcze popularności. W Chinon opowiadano jak to śmiało i bezceremonialnie zatriumfowała nad prałatami i intelektualistami i to w obecności notariuszy którzy zapisywali każde jej słowo. Wywierało to tym większe wrażenie że chodziło o dziewczynę z ludu która ledwie potrafiła się podpisać. Na początku kwietnia udała się do Tours by sobie sprawić zbroję bowiem w Chinon nie było takiego rzemieślnika. Przykładała do tego dużą wagę bowiem zbroja upodobniała ją do szlachty a miała skłonność do idealizowania jej. Było to o tyle zrozumiałe że Domremy-Nord  skąd pochodziła wyjątkowo uniknęło feudalnego jarzma i bogaci chłopi, a ojciec Joanny do takich należał, aspirowali do szlachty, tym bardziej że była również szlachta uboga która musiała się imać pługa.

Dla Joanny rycerz w zbroi nie był godnym pogardy leniem, brutalem, rabusiem, sybarytą czy ciemniakiem. Cały czas wpływało to na jej poglądy a nawet na myśli. W Tours zamieszkała w pałacu Jean Dupuy który był jednym z najbardziej słuchanych doradców Jolanty Aragońskiej. Sprawiła sobie porządną zbroję ale na tym nie koniec bowiem zorganizowano jej wspaniały dom wojskowy który niewiele ustępował domowi księcia krwi. Jej lejtnantem został piemoncki najemnik Barretta będący dotąd na służbie u Bękarta Orleańskiego, intendentem Jean d’Aulon, uczciwy człowiek który na zawsze pozostał jej oddany i później razem z nią trafił do niewoli. Byli tam giermkowie, paziowie, wśród nich Louis de Coutes, dwóch heroldów: Ambleville i Guyenne, oczywiście spowiednik brat Jean Pasquerel, eremita św. Augustyna. Do Joanny dołączyli również upojeni sukcesem siostry jej dwaj bracia, Pierre i Jean.

Pierre towarzyszył Joannie już do końca i dzielił jej los pod Compiegne. Jean miał mniej zapału do walki a w 1436 roku wyróżnił się szelmowstwem, możliwe ze przy udziale brata Pierre, przedstawiając zdumionym burżua orleańskim Jeanne des Aromises  jako Joannę Dziewicę cudownie ocaloną ze stosu. Oczywiście zorganizowanie tak wspaniałego Domu wojskowego kosztowało. Wątpliwym jednak jest by pieniądze na to dała Jolanta. Ślady znowu wiodą do Wenecji. Lejtnantem Joanny został włoski najemnik Baretta, co prawda Piemontczyk ale to nie znaczy że nie był na usługach Wenecji. W armii Karola VII było wówczas więcej Włochów. Jednym z kapitanów który wystawił oddział na swój koszt był Pietro Condulmer, bratanek kardynała Sieny (niektóre źródła podają imię Francesco). Ten fakt jak i to że pochodził z jednej z najbogatszych i najbardziej wpływowych weneckich rodzin każe przypuszczać że odgrywał ważniejszą rolę niż zwykły wyższy oficer.

W każdym razie bez problemów mógł mieć udział w sfinansowaniu domu wojskowego Joanny. Współcześni zauważyli że był w bliskich z nią stosunkach co dało okazję do wielu domysłów i plotek, chociaż nikt nigdy nie sugerował by miały one jakiś erotyczny charakter. Dziewictwa Joanny nikt nigdy nie podważał. Opowiadano natomiast że Joanna była bliźniaczą siostrą Pietro Condulmer a ich ojcem był Ludwik Orleański ten sam którego zamordowano w 1407 roku. Ów krótko przed śmiercią miał być sprawcą ciąży pewnej damy honorowej królowej. Owa dama była córką naturalną Christine de Pisan która pochodziła z Wenecji ale wychowała się we Francji bo jej ojciec był astrologiem Karola V i tam wyszła za mąż ale przedwcześnie owdowiała. Jej cnoty nikt nigdy nie podważał niemniej jednak dwa lata po przedwczesnym wdowieństwie, w 1391 roku, urodziła w tajemnicy córkę, właśnie ową  damę dworu która w 1408 roku podobno urodziła Joannę i Pietro ale zmarła przy porodzie.

Zatem Joanna miała być trochę starsza niż sama mówiła. Bliźniętami zaopiekowała się ich domniemana babcia, czyli Christine de Pisan. Sprawa jednak była delikatna i zajęła się nią wdowa po Ludwiku Orleańskim, Valentine Visconti. Ponieważ Christine pochodziła z Wenecji to postarała się by Pietro został adoptowany przez szacowną rodzinę wenecką, Condulmer, a że dziewczęta zawsze mają mniej szczęścia niż chłopcy to Joanna została oddana do chłopskiej rodziny z Lotaryngii. To miało wyjaśnić dlaczego Delfin tak dobrze przyjął swą zapomnianą krewną w Chinon i to że Christine de Pisan tak dobrze pisała o Dziewicy, niby jej wnuczce (zmarła pod koniec 1429 roku w zakonie w Poissy, w ramionach Marii, siostry Karola VII). I to miała być właśnie tajemnica której później Joanna odmawiała ujawnienia przed sądem w Rouen. Urok tej historii działał na lud i plotki o niej długo jeszcze krążyły we Francji.

Można powiedzieć że była anegdotyczna jednak według niej w 1431 roku Joanna miała 23 lata, a biorąc pod uwagę jej dokonania jest to chyba bardziej prawdopodobne niż 19 lat które się jej przypisuje. Zatem jakieś ziarnko prawdy może się w niej kryć.
Po opuszczeniu Tours Joanna Dziewica ze swym bogato urządzonym Domem Wojskowym wyruszyła do Blois gdzie koncentrowano oddziały. Miasto to leżało nad Loarą w dół od Orleanu na jej północnym brzegu, tym samym co Orlean i również był tam most. Armia obozowała pod miastem ale na drugim brzegu rzeki. Po przybyciu tam Joanna spędzała czas na pilnowaniu żołnierzy by się spowiadali, brali komunię i nie bluźnili bezbożnie. Bezlitośnie przepędzała prostytutki co było syzyfową pracą bo te wypędzone jedną bramą wracały inną. Jednak pewien skutek te jej zabiegi odniosły.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Joanna d’Arc przepędza z obozu prostytutki.

Żołnierze przyjmowali sakramenty, przestawali przeklinać, a prostytutki ukrywali przed nią. Ten częściowy sukces wynikający tylko z jej perswazji już świadczył że była pożyteczna. Poza tym zawzięcie katechizowała żołnierzy w czym pomagała jej gromada zewsząd sprowadzanych kapłanów i mnichów których liczba stale rosła. Król przyznał Joannie oznaki władzy powierzonej jej przez Boga jednak bez żadnych oficjalnych uprawnień bowiem na powierzenie jej jakiegokolwiek realnego dowództwa nikt by się nie zdecydował natomiast dowództwo podrzędne byłoby zniewagą dla osoby zesłanej przez Niebiosa a zatem pośrednio i dla Boga. Nadano jej więc niejasny tytuł „szefa wojny” co brzmiało wspaniale i było przez większość akceptowane. Jednak nie wzywano jej na narady które kapitanowie odbywali w Sali Stanów na starym zamku po drugiej stronie rzeki.

Uważano że była tam niepotrzebna, poza tym nie wierzono by potrafiła utrzymać tajemnicę i na dodatek stale uporczywie nalegała by natychmiast bić się z Anglikami podczas gdy tych 30 kapitanów francuskich czy bretońskich miało w głowie tylko jedno: unikać Anglików albo stawać przeciwko nim tylko pod ochroną solidnych murów za odstraszającą chmurą grotów z łuków i kusz. Wielu kapitanów cudzoziemskich podzielało tą opinię. Obawiano się walki z Anglikami w polu, a jeszcze bardziej gdy byli dobrze umocnieni. I to nie było nawet tchórzostwo tylko coś gorszego, bo dogmat o niezwyciężalności Anglików który przeniknął wszystkie umysły. W sprawach wojskowych, ze względu na złożoność zagadnienia, często zdarza się że formułuje się fałszywe prawa ze źle przeanalizowanych doświadczeń.

Żołnierz ma leniwy umysł, żywi kult dla tego co było i lubi prowadzić wojny tak jak poprzednio. Jednak Joanna nie miała żadnego doświadczenia i nie wiedziała że Anglicy są niezwyciężeni a jej duch ofensywny był tym bardziej oczywisty i gorętszy że prowadzili ją Chrystus, Dziewica i Aniołowie. Była do tego stopnia upojona sukcesem jaki odniosły jej Głosy że zaczęła tracić umiar. Przy byle okazji wpadała w egzaltację i zaczynała więcej mówić niż myśleć albo, co gorsza, wyrażała swe myśli zbyt jasno. Uległa eleganckiej modzie wysyłania wyzwań o których słyszała że były w zwyczaju wśród dobrych rycerzy i postanowiła wysłać do Suffolka niezwykle bezczelny list, skierowany również do Bedforda. Żądała w nim by posłuchali króla Niebios i oddali przysłanej tutaj przez Boga Dziewicy klucze od wszystkich miast które wzięli gwałtem we Francji.

Pisała w nim również że została tu przysłana by przywrócić prawa krwi królewskiej, że gotowa jest zawrzeć z nimi pokój jeżeli opuszczą Francję i zapłacą za szkody które wyrządzili a jeżeli tego nie zrobią to niech czekają na Dziewicę która przyjdzie do nich z wielką dla nich szkodą bo żeby wiedzieli że jest „szefem wojennym”, że ich przepędzi a jeżeli nie posłuchają to ich pozabija jednak jeżeli ją posłuchają to się nad nimi zlituje itd. Heroldowie Ambleville i Guyenne którym kazała dostarczyć ten list byli przerażeni. Zadaniem heroldów w owej epoce było przekazywanie kurtuazyjnych wyzwań lub karnetów wyzywających na pojedynek. Tu zaś mieli do czynienia z bezczelnym i obraźliwym listem wysłanym na dodatek przez chłopkę który był skierowany właściwie do Bedforda i uderzał w traktat z Troyes. To zaś mogło się dla nich źle skończyć. Suffolk któremu ten list przekazali, wpadł we wściekłość po jego przeczytaniu.

Nie uważał bynajmniej żeby Bóg skazał królestwa Anglii i Francji na wieczną wojnę i twierdził że tylko czarownica może mieć czelność by tak twierdzić i to dostarczone przez nich wyzwanie potępia przede wszystkim tą która je wysłała. Miał zamiar  przekazać ten list Uniwersytetowi Paryskiemu by tam wykorzystali go jak zechcą. Ambleville i Guyenne ledwie uszli z życiem.

 

Sytuacja pod Orleanem

W październiku 1428 roku 4 tysiące Anglików dowodzonych przez jednego z najmądrzejszych kapitanów Bedforda, Salisbury, spróbowało zdobyć Orlean przez zaskoczenie. Udało im się zdobyć fort Tourelles który bronił dostępu do mostu Orleanu od strony południowej ale Orleańczycy zburzyli jedno przęsło mostu i miasto się obroniło. W trakcie tych walk zginął Salisbury. Sporą rolę odegrała wówczas artyleria prochowa na którą Karol VII wydał sporo pieniędzy. Następca Salisbury, Suffolk, nie wierzył że uda mu się zdobyć Orlean szturmem i rozpoczął oblężenie ale stanął przed dylematem. Miał niewiele ponad 6 tysięcy ludzi i to wliczając w to 1000 Burgundczyków, zatem szczelne okrążenie miasta o powierzchni 50 ha było niemożliwe. Mógł trzymać ludzi skoncentrowanych pod swoim bezpośrednim dowództwem by mieć zdolność manewru ale wówczas nie byłby w stanie odciąć miasta od dostaw, zatem zadecydował by część wojska rozstawić na najważniejszych kierunkach w zaimprowizowanych fortach zwanych bastyliami.

Ponieważ miasto leżało na północnym brzegu Loary to większość swych sił rozlokował właśnie z tej strony rzeki. Przede wszystkim zabezpieczył dostęp do miasta od zachodu bo z tej strony, z Blois, mogły zaatakować wojska Karola VII. To tam Anglicy urządzili swój obóz Saint-Laurent w którym znajdowała się kwatera główna Suffolka i jego szczupłe odwody, i to tam były najważniejsze bastylie. Gdyby wojska Karola VII chciały zaatakować Orlean od wschodu to musiałoby zatoczyć ogromne koło wokół Orleanu albo iść południowym brzegiem i przeprawić się przez Loarę w górę od Orleanu ale w obu przypadkach byłaby to okazja do zaatakowania Francuzów i do decydującej bitwy w której Francuzi, jak wierzył, nie mieliby szans. Zatem kierunek na wschód od miasta obsadził ograniczonymi siłami i tam blokada była zawsze słaba. Idąca na północ droga do Paryża była dla niego ważna bo oprócz tego że odcinała Orlean to jeszcze zabezpieczała dostawy które szły przede wszystkim z Paryża. Zatem tam wybudowana została bastylia Fleury.

O ile na zachód od Orleanu pozycje angielskie były oddalone o 700 – 800 metrów od murów miasta to bastylia Fleury była już oddalona o 2000 metrów natomiast na wschodzie była tylko jedna bastylia Saint-Loup, jeszcze bardziej oddalona. Taka odległość od murów miasta tych dwóch słabo obsadzonych bastylii zabezpieczała je przed atakiem z zaskoczenia przez załogę miasta ale w praktyce były one izolowane. Suffolk odciął również drogę wodną na zachód od miasta bo jedną z bastylii urządził na wyspie w dół od Orleanu którą rzeka opływała z obu stron a jej odnogi były tak wąskie że Anglicy uniemożliwiali przepływanie tamtędy statkom. Jednak droga wodna w górę rzeki, na wschód, była możliwa do przebycia. Bastylie były również na południowym brzegu. Tam Suffolk zadbał szczególnie o staranne ufortyfikowanie fortu Tourelles u wejścia na most.

Były to dwie wieże połączone z południowym brzegiem Loary krótkim drewnianym mostem. Od strony miasta był odcięty ponieważ Orleańczycy zburzyli jedno przęsło mostu. Była to kluczowa pozycja okrążenia bowiem stąd szła droga do Bourges i gdyby ta pozycje została stracona to oblężenie straciłoby sens bowiem miasto otrzymywałoby zaopatrzenie z tej strony przez most. Wszystkie bastylie na południowym brzegu, łącznie z Tourelles, były obsadzone przez około 800 ludzi. Tak rozstawione wojska nie blokowały szczelnie miasta ale uniemożliwiały dostarczenie doń wielkich ilości zaopatrzenia. Zebrana w Blois armia Karola VII była prawie dwa razy liczniejsza niż angielska i była skoncentrowana zatem mogła zaatakować dowolną angielską pozycję z ogromną przewagą liczebną bez pomocy załogi Orleanu.

Jednak Suffolk  rozstawiając swe siły w ten sposób był pewien że Francuzi Karola VII nigdy nie ośmielą się zaatakować jego bastylii bez względu na to jaką by mieli przewagę liczebną. Było to usprawiedliwione przekonanie bowiem istotnie Anglicy budzili wówczas taki respekt że Francuzi decydowali się na walkę z nimi w polu gdy mieli przewagę 5:1 a nie mieli najmniejszej ochoty na atakowanie ich gdy byli umocnieni.

 

Przed Bitwą

Pod koniec kwietnia 1429 roku uznano że armia Karola VII jest gotowa i dokonano przeglądu. Jednak pośpiech z jakim ją organizowano dawał o sobie znać. Była różnorodna. Na wszystkich szczeblach panował bezład i brak dyscypliny. Poza tym okoliczności nie pozwalały na jednolite dowodzenie. Głównodowodzący D’Alencon musiał pozostawać jeszcze jakiś czas w cieniu aż do czasu gdy zostanie ostatecznie uwolniony przez Bedforda z którego niewoli się wykupił, poza tym nie miał dostatecznych kwalifikacji do dowodzenia całą armią. Bękart Orleański który takie kwalifikacje niewątpliwie miał był zajęty kierowaniem obroną Orleanu. W praktyce armia była dowodzona kolegialnie przez gremium zbierających się na narady kapitanów przeważnie pyskatych lub nieśmiałych, co nie było najlepszym rozwiązaniem. Wymieniano 10 – 12 tys żołnierzy ale nie było ich tylu.

Poszczególni dowódcy często przesadzali liczebność swoich oddziałów usprawiedliwiając to tym że liczba żołnierzy jest płynna choćby dlatego że byli maruderzy poszukujący żywności których czasami trudno było odróżnić od dezerterów i gdy przyszło do bitwy to okazywało się że armia zmalała. Tak naprawdę w obozie było 7 – 8 tys żołnierzy do dyspozycji oraz zaopatrzenie potrzebne dla obleganego miasta. Była jednak i tak liczniejsza od tej którą zebrał Bedford. Było w niej dużo szkockich łuczników. Nienawidzący Anglików Szkoci woleli walczyć z nimi we Francji gdzie dostawali jeszcze za to żołd i gdzie łatwiej było o łup niż na zdewastowanym pograniczu angielsko-szkockim. W służbie Karola VII szczególnie wyróżniali się Stuarci. Stuarta król mianował nawet konetablem. Szkotem był również biskup Orleanu Kork-Michael.

W armii Karola VII było również dużo Lombardów, Piemontczyków, Genueńczyków, Kastylijczyków, Aragończyków. Było około 12 kapitanów szkockich, 5 hiszpańskich i Włosi, na przykład Theaude de Valpergue i Barretta. Jakieś ¼ armii stanowili Bretończycy pod rozkazami de Rais. Francuzów było co najwyżej 2 tys, przeważnie w oddziałach z Mons i Anjou które wystawiła Jolanta. Byli najemnicy z Berrichon, bandy z Owernii i Gaskonii gdzie młodsi synowie wydziedziczeni z ziem chętnie zostawali najemnikami by się dorobić. Z Berry pochodzili Boussac i Coulan. Z Gaskonii byli La Hire, Xsaintrailles, bękart Mascaran, Quitry. Z Owernii bękarci de Bourbon, niecni bandyci którzy mieli źle skończyć. W wojsku tym było zresztą mnóstwo bękartów którzy w służbie wojskowej szukali rekompensaty za swe pochodzenie.

Bękarctwo było tym chwalebniejsze im sławniejsza była legalna linia. Lepiej było być bękartem z wielkiego domu niż legalnego pochodzenia z chudopachołków. Drobna szlachta francuska, rozczarowana i na pół zrujnowana, nie interesowała się wynikiem konfliktu. Zatem kilkadziesiąt tysięcy ludzi potrafiących walczyć czekało w swych dworach i zamkach aż sytuacja się wyjaśni. By coś rozpocząć musieli mieć jednego króla. Karol VII którego na początku panowania interesowało tylko utrzymanie korony wolał nawet obcych najemników. Właśnie dlatego że byli obcymi w kraju. Podobnie jak wielu władców szczególnie obawiał się dowódców a ponieważ werbowano w ten sposób że każda jednostka miała dowódcę swej narodowości to taki był mniej skłonny do intryg niż rdzenny Francuz, jednak obce pochodzenie najemnika sprzyjało jego rozbestwieniu, właśnie dlatego że był obcym w kraju.

Ponieważ przed Anglikami odczuwano respekt to przyjęto ostrożny plan. Za radą dowodzącego obroną Orleanu Bękarta zdecydowano by przede wszystkim dostarczyć zaopatrzenie. W tym celu postanowiono wykorzystać ciężkie, ożaglowane barki którymi dysponowali Orleańczycy. Nie było ich wiele ale wystarczająco dużo by przewieźć zaopatrzenie do miasta. Cała armia z zaopatrzeniem miała się posuwać południowym brzegiem w górę rzeki aż do miejsca za Orleanem gdzie nie było Anglików. Tam miały przybyć z portu Orleanu te barki płynąc w górę Loary by odebrać zaopatrzenie i przewieźć je do miasta płynąc z prądem, po czym armia miała z powrotem wrócić do Blois tą samą drogą którą przyszła.

 

KONIEC CZĘŚCI II
C.D.N

Bibliografia:
Hubert Monteilhet – La Pucelle
Wikipedia – Charles II de Lorraine
Lorenzo Valla – O rzekomej sfałszowanej donacji Konstantyna

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.