Andrzej Chachuła – blog historyczny

11 paździer. 2015
Kategorie: Bez kategorii

Sekret Króla i Niepodległość Stanów Zjednoczonych (cz.I do 1776r)

Opublikowano: 11.10.2015, 12:36

                                           Pałac w Wersalu

W czerwcu 1774 roku Ludwik XVI zlikwidował tajną służbę swego poprzednika, Ludwika XV, zwaną Sekretem Króla. I chociaż formalnie została zlikwidowana to nie zniknęła bynajmniej z historii. Co więcej, jej znaczenie nawet wzrosło bowiem jej ex-agenci zajęli poważne stanowiska które odtąd nie były krępowane żadnymi tajnymi manipulacjami. Vergennes został ministrem spraw zagranicznych i niekwestionowanym kierownikiem francuskiej polityki zagranicznej, inny agent Sekretu, de Breteuil, został ambasadorem w Wiedniu, Durand ambasadorem w Petersburgu. Byłym agentem Sekretu był ambasador w Konstantynopolu. Były szef tej służby, Charles de Broglie, został co prawda odsunięty na podrzędne stanowisko zastępcy dowódcy okręgu wojskowego Trois-Eveches z siedzibą w Metz, ale nadal otrzymywał raporty od swych licznych agentów, a dowódcą tego okręgu, zresztą najważniejszego we Francji, był jego brat, Victoire de Broglie z którym zawsze łączyły go serdeczne stosunki i którego uważano za najzdolniejszego marszałka Francji.

Wielu też agentów pozostawało mu wiernymi, choćby taki Durand, uważany skądinąd za jeden z filarów Sekretu. Oczywiście nie wszyscy agenci o których dalej będzie mowa to agenci dawnego Sekretu. Tacy jak Beuamarchais, czy de Parades, nigdy nimi nie byli a odegrali w późniejszych wydarzeniach ogromną rolę.
Celem nr 1 Sekretu nadal pozostawało ujarzmienie Anglii. Vergennes i de Broglie skrzętnie zbierali płynące stamtąd informacje a wieści jakie szły zza Kanału i Oceanu świadczyły że Anglia przeżywa poważny kryzys w stosunkach z koloniami amerykańskimi. Tacy jak de Broglie i Vergennes stali na stanowisku że należy to wykorzystać. Wojnę z Anglią chcieli przeprowadzić tak jak to zaplanował Sekret w latach 1760-tych a nie tak jak choiseuliści którzy chcieli podpalić Europę by zwabić Anglię na kontynent i tam się z nią rozprawić.

Nie było zresztą alternatywy bowiem z powodu Spisku Bastylii sytuacja w 1774 roku zmieniła się. Dochodzenie w tej sprawie zostało co prawda zakończone i nikogo nie ukarano, jednak jego ostateczną konstatacją było że nikt nie dążył do zmiany sojuszy i Vergennes, który był w ten spisek zamieszany, musiał rezygnować ze wszelkich pomysłów zmiany systemu sojuszy, a nawet je zwalczać, z tego powodu podpalenie Europy stało się niemożliwe. Przecież gdyby zaczął o to starania to tym samym poddałby w wątpliwość swoją niewinność. By zrozumieć dalsze wydarzenia należy przyjrzeć się sytuacji jaka panowała w Ameryce Północnej i relacji kolonii amerykańskich z ich angielską metropolią.

 

Ameryka Północna po Wojnie Siedmioletniej

W XVIII wieku Ameryka Północna to 13 różnorodnych kolonii brytyjskich. 8 z nich to kolonie królewskie na czele których stał mianowany przez króla gubernator, 3 to„kolonie własnościowe”, stanowiące czyjąś własność, jak na przykład Pensylwania należąca do rodziny Penn, która dostała ją od króla jako spłatę długu. Były jeszcze 2 kolonie na kartę w których koloniści mieli prawo ustanawiać własne przepisy. Na mapie te kolonie nie wyglądały imponująco. W rzeczywistości dzieliły je ogromne przestrzenie a drogi lądowe ledwo zasługiwały na miano szlaków. Najlepsze połączenie miały poprzez Atlantyk. Na dodatek były jeszcze bardzo zróżnicowane. Cóż wspólnego mogła mieć purytańska Nowa Anglia z Pensylwanią kwakrów, burżuazja północy z arystokracją południa. Właściciel plantacji i niewolników z Mount-Vernon, Jerzy Waszyngton, z drukarzem i dziennikarzem z Filadelfii, Benjaminem Franklinem.

Mimo wszystko te kolonie rozwijały się i powszechnie wróżono im pomyślną przyszłość. W 1770 roku liczyły już 2 miliony ludności podczas gdy Anglia liczyła w tym czasie 7 milionów. Po euforii jaka nastąpiła w wyniku efektownej i zwycięskiej Wojny Siedmioletniej król Anglii nie miał wierniejszych poddanych od tych co zamieszkiwali Amerykę. Do tego dochodziła jeszcze spotęgowana nienawiść do Francuzów bowiem do zwykłej nienawiści jaką żywili protestanci do papistów doszły jeszcze inne przesłanki. Francuzów było w Ameryce tylko 80 tysięcy i by móc prowadzić wojnę byli zmuszeni do zawierania sojuszy z Indianami, ci zaś mieli paskudny zwyczaj skalpowania. Kiedy trupy oskalpowanych kolonistów wystawiano w Filadelfii na pokaz wywoływało to okropne wrażenie.

Były jednak i ciemne strony wygranej Wojny Siedmioletniej. O ile skarb francuski był po tej wojnie pusty to Anglia wyszła z niej zrujnowana finansowo, przede wszystkim ogromnie zadłużona. Jej dług publiczny wynosił 139 milionów funtów szterlingów. Była to kolosalna suma i nie wiadomo było kto miał ją spłacić. Przyciśnięty okolicznościami Jerzy III zaczął podejmować drastyczne decyzje uderzające przede wszystkim w demokrację. Opierał się na przychylnych koronie torysach. Wydawał znaczne sumy by mieć w parlamencie uległą większość. Z wyborów uczyniono farsę przez wprowadzenie systemu „zgniłych miast” których było 56 a które miały tylko 40 deputowanych. 294 deputowanych było wybranych przez 11500 wyborców. Wszystkich deputowanych parlament liczył 513. Właściciele ziemscy którzy mieli większość w izbie gmin nie godzili się na żadne dodatkowe obciążenia i coraz natarczywiej spoglądano na kolonie.

Opodatkowanie ich wydawało się sprawiedliwe, przecież to brytyjskie oddziały uratowały Amerykanów od koszmaru wojny francusko-indiańskiej a po wojnie stacjonowało tam jeszcze 10 tys żołnierzy, którzy drogo kosztowali koronę. Kierując się takimi przesłankami Parlament w Londynie uznał że kolonie powinny ponosić koszty i w 1765 roku przegłosował Stamp Act. Na jego mocy wszystkie, liczne zresztą, dokumenty potrzebne w koloniach miały być wypełniane na papierach wydrukowanych w Anglii, z wytłoczonymi na nich znaczkami skarbowymi. Dotyczyło to na przykład dokumentów sądowych ale również czasopism, gazet a nawet kart do gry. Była to rewolucyjna decyzja dotąd bowiem koloniści płacili tylko te podatki które były przegłosowane przez ich zgromadzenia. Przegłosowany w Londynie Stamp Act był pogwałceniem fundamentalnej dla Anglosasów zasady: „żadnego podatku bez przedstawicielstwa”.

Nawet podczas wojny amerykańscy właściciele ziemscy odmawiali płacenia przegłosowanego w Londynie podatku na zaciąg milicji pod pretekstem że ich ziemie są wyłączone od opłat. Poczynania Jerzego III wywoływały reakcje prasowe. John Wilkes, przyjaciel d’Eon i słynny demagog, zyskał sławę swoim zdecydowanym oporem przeciwko królewskim edyktom.  Stamp Act nie przeszedł w Ameryce na sucho. Koloniści użyli broni ekonomicznej, tak charakterystycznej dla narodu jaki z nich powstał. Uderzyli w angielską kasę bojkotując angielskie produkty. W 1765 roku Ameryka to dla korony angielskiej żyła złota. W portach amerykańskich można było wyładowywać tylko towary angielskie, przywożone na  angielskich statkach, chociaż istniała kontrabanda na którą mądrze przymykano oko bo na przykład kolonie potrzebowały melasy do wyrobu rumu oraz niewolników a te towary można było nabyć po najniższych cenach na francuskich Antylach.

Bojkot doprowadził do tego że Stamp Act który miał przynosić 60 tys funtów rocznego dochodu przyniósł handlowi brytyjskiemu straty oszacowane na 4 mln funtów. 25 miast i portów angielskich zażądało jego zniesienia i w końcu Jerzy III bardzo niechętnie się na to zgodził ale wprowadził bill który nadawał parlamentowi prawo do nakładania podatków na kolonie. Oznaczało to kolejny etap konfliktu a koloniści bardzo ostygli w swych pro angielskich sympatiach. Stacjonujące w Ameryce brytyjskie oddziały przestały być uważane za obrońców a zaczęto je traktować jak okupantów i nazywać Czerwonymi Homarami. Jerzy III i rządzący torysi ze swej strony nie mogli ścierpieć żeby amerykańscy nędznicy stawiali im opór toteż kiedy obywatele stanu Massachusetts wybrali zgromadzenie które później zwróciło się do pozostałych kolonii o przyłączenie, Jerzy III uznał je za nielegalne. Nakazał mu  rozejść się i zabronił przyłączania się do niego.

Zamieszki w Bostonie

Na wieść o tym doszło do rozruchów. Sytuacja pogarszała się, aż wreszcie w 1773 roku doszło do nieodwracalnych wydarzeń. Zaczęło się od tego że londyński Parlament pozwolił Kompanii Indyjskiej sprzedać do Ameryki herbatę od której magazyny Kompanii pękały w szwach. Po przybyciu na miejsce miała być oclona. Kiedy w grudniu 1773r do Bostonu zawinął statek Darmouth z jej ładunkiem przebrani za Indian z plemienia Mohawk młodzi Bostończycy wtargnęli na niego i wrzucili do morza bele herbaty. W odpowiedzi Londyn zdecydował się na drastyczne posunięcie, nakazano zamknięcie bostońskiego portu. Podejmując tę decyzję król Anglii pisał do swego premiera: „Kości zostały rzucone. Tym razem kolonie muszą albo ulec albo zatriumfować”. Widać stąd że król jawnie szedł na konfrontację. Po tych wydarzeniach część amerykańskiej opinii publicznej się zradykalizowała, większość jednak zachowała rezerwę.

Ale kolonie południowe, dotychczas trzymające się na uboczu wydarzeń, przyłączyły się do ruchu i zadecydowały o wysłaniu deputowanych na wspólne zgromadzenie. W 1774 roku zebrał się w Filadelfii pierwszy Kongres Amerykański. Tylko Georgia nie przysłała nań swoich delegatów. Twarda polityka Jerzego III doprowadziła do zjednoczenia skłóconych dotąd ze sobą kolonii. Jerzy III nie rezygnował jednak z twardego kursu. Ogłosił Quebec Act na mocy którego prowincja Quebec otrzymała wszystkie tereny amerykańskie zdobyte na Francuzach. Jeżeli Jerzy III sądził że w ten sposób zapewni sobie poparcie monarchii francuskiej w walce ze swymi zbuntowanymi poddanymi, to grubo się pomylił. Kierujący wówczas polityką zagraniczną Francji Vergennes uważał że aby skutecznie dla Francji poprowadzić sprawy amerykańskie należy ostatecznie zrezygnować z Kanady. Uczynił z tego nawet jedną z podstawowych zasad swej polityki zagranicznej.

Trzeba powiedzieć że wówczas ogół Francuzów nie żałował Kanady. Dla nich były to tylko zaspy śnieżne. Vergennes nie życzył sobie również połączenia Kanady z 13 innymi koloniami. Obawiał się że taki twór będzie niemożliwym do utrzymania ponieważ jedynym spoiwem które łączyło bardzo zróżnicowane kolonie amerykańskie był antypapizm. Po ogłoszeniu Quebec Act niezadowolenie w koloniach było powszechne, szczególnie wśród wpływowych ludzi, a do takich należeli B. Franklin i G. Waszyngton. Ci właśnie utworzyli potężne kompanie mające zagospodarować te tereny a szczególnie Ohio, i oto przypadły one pokonanym i znienawidzonym papistom. Nie dość na tym, król kazał generałowi Gage wkroczyć do Bostonu. W ten sposób zaczęła się okupacja miasta przez Czerwone Homary. Zebrany w Filadelfii I-szy Kongres Amerykański nie pozostał dłużny i chociaż w przeważającej większości był lojalny wobec króla to ponownie odwołał się do broni ekonomicznej.

Independence Hall w Filadelfii. Tam zbierał sie Kongres

Ogłosił bojkot towarów angielskich który tym razem miał być przestrzegany pod rygorem surowych kar. W ciągu roku obroty handlowe z Ameryką spadły z 437 tys. Funtów szterlingów do niespełna 2 tysięcy. W Anglii podniosły się liczne głosy sprzeciwu, w Ameryce zaczęła organizować się milicja, minutemen. Kiedy dowodzący brytyjskimi wojskami w Bostonie generał Gage dowiedział się że w Concord powstają składy broni i amunicji dla organizującej się milicji i że pilnuje ich tylko 50 milicjantów, wysłał tam ok. 1000 żołnierzy. Doszło do starcia w którym zginęło 8 milicjantów. Magazyny zostały zniszczone jednak podczas powrotu do Bostonu ów oddział Czerwonych Homarów, nękany przez amerykańskich milicjantów, stracił 30% swego stanu.
10 maja 1775 roku w Filadelfii zebrał się drugi Kongres Amerykański do którego tym razem przystąpiły wszystkie 13 kolonii. Krew przelana w Concord doprowadziła do wyraźnego podziału na lojalistów i radykałów.

Lojaliści zredagowali do Jerzego III pismo zbiorowe w którym określają konflikt jako przeciwną naturze awanturę dzieci z ojcem. Do Kanady wystosowano pismo by się przyłączyła, ta odmówiła. Z powodu Quebec Act była całkowicie zjednana dla Jerzego III. Chociaż radykałowie narzucili podjęcie kroków obronnych to jednak mało kto myślał o zerwaniu z Anglią. Jakiś rozsądny gest Londynu mógłby wówczas jeszcze całkowicie uspokoić sytuację. Jednak zamiast pojednawczego gestu wojska królewskie generała Gage zaatakowały wzgórza Bunker Hill na których umocnili się milicjanci amerykańscy, bez mundurów i byle jak uzbrojeni. Anglicy zwyciężają, tracą jednak około 1000 zabitych i poważnie rannych. Jeden z Amerykanów skomentował te wydarzenia tak: „Mamy dużo ziemi do sprzedania za tę cenę”. To już była wojna. 23 sierpnia 1775 roku Jerzy III ogłosił amerykańskie kolonie za zbuntowane prowincje, zabronił z nimi handlu i rozkazał żeby każdy przejęty na morzu statek amerykański stawał się łupem.

 Bitwa o Bunker Hill

 

Johann Kalb i jego misja.

Johann Kalb był oficerem francuskim niemieckiego pochodzenia. Urodził się w 1721 roku w Bawarii w protestanckiej rodzinie chłopskiej, nauczył się czytać i pisać. Podczas Wojny o Sukcesję Austriacką walczył w armii francuskiej, dowodził oddziałem zwiadowczym wykonującym zadania na tyłach wroga wyróżniając się przy tym. Podczas Wojny Siedmioletniej znalazł się w sztabie Victoire de Broglie i służył bezpośrednio pod rozkazami jego brata, Charlesa de Broglie. Władał kilkoma językami. Oprócz oczywiście niemieckiego znał dobrze francuski i angielski, nieźle włoski i hiszpański. Po wojnie Charles de Broglie zaproponował mu pracę tajnego agenta. Miał udać się z misją szpiegowską do Ameryki, którą wówczas bardzo zaczął interesować się Choiseul. Przewidywał że może ona odegrać w niedalekiej przyszłości poważną rolę, wysłał tam zresztą już wcześniej swego agenta, Pontleroy. Formalnie to on również wysłał Johanna Kalb, ale polecił mu go Charles de Broglie i jemu też Kalb był zawsze całkowicie oddany.

 Johann Kalb

Do Ameryki wyjechał w 1767 roku z zadaniem: „rozpoznania nastrojów mieszkańców kolonii Ameryki Północnej w stosunku do Wielkiej Brytanii i gdyby doszło do otwartego zerwania tych kolonii z metropolią to jakimi środkami dysponowałyby żeby prowadzić wojnę lub bronić swojej wolności”. Dla zmylenia śladów na jakiś czas udał się do Holandii i dopiero stamtąd popłynął do Anglii gdzie wsiadł na statek Hercule. Do Filadelfii przybył 16 stycznia 1768 roku. Udawał podróżującego dla przyjemności Niemca i posuwając się z północy na południe odwiedził wszystkie kolonie. Pod koniec tej podróży zaczęto go podejrzewać i został aresztowany ale zaraz go wypuszczono ponieważ przesłuchania niczego nie potwierdziły, tym bardziej że niczego przy nim nie znaleziono. Pierwszy raport do Choiseul, Kalb wysłał 6 marca 1768 roku, dobrze świadczył o jego przenikliwości. Opisał zaburzenia wywołane brytyjskimi zarządzeniami finansowymi.

Dalej pisał że każdy Amerykanin czuł się przynależny do jednej z dwóch gałęzi narodu brytyjskiego uważając że Wielka Brytania jest najdoskonalszą potęgą na świecie. Jednak większość fortów popada tam w ruinę i nie mają marynarki wojennej, mają jednak stocznie co może zmienić ten stan rzeczy. Żadnych fabryk broni, ale mają wykwalifikowaną siłę roboczą oraz obfitość żelaza i saletry. Poza tym mieszkańcy są obficie zaopatrzeni w broń. Według niego, w przypadku wojny, po upływie pewnego czasu, kolonie mogły rozpocząć starania by zapewnić sobie możliwość dalszego prowadzenia wojny. Na jej początku nie przyjęliby jednak żadnej pomocy zagranicznej, szczególnie od Francji. Była to konsekwencja Wojny Siedmioletniej która dla nich była wojną z Francuzami i Indianami. Na koniec napisał: „Nie ma wątpliwości że kraj ten stanie się niepodległy jak tylko liczba jego mieszkańców przekroczy liczbę mieszkańców Anglii a to nastąpi szybko bowiem nowi kolonowie przybywają tam z całej Europy”.

16 lipca 1768r Kalb wysyła następny raport w którym donosił że stosunki kolonii z metropolią psują się ale że daleko jest jeszcze do zerwania. Powtarza ostrzeżenie: „nie wolno od razu się mieszać, trzeba czekać”. Według niego, by mogło dojść do interwencji francuskiej muszą być spełnione pewne warunki: najpierw musi dojść do wrogich aktów miedzy Wielką Brytanią a koloniami, które wówczas skonfederują się, później muszą ogłosić niepodległość i otworzyć swoje porty dla wszystkich narodów. Tylko pod tymi warunkami można było rozpocząć wojnę z Anglią z nadzieją na sukces. Za wczesne jej wypowiedzenie oznaczałoby dostarczenie powodu do szybkiego pogodzenia się i ściągnięcie sobie na kark całej potęgi Anglii i kolonii razem wziętych.

Po powrocie Johanna Kalb z Ameryki de Broglie myślał wysłać go do Polski jako doradcę Konfederacji Barskiej i jej przywódcy, Kazimierza Pułaskiego. Choiseul wolał jednak Dumourieza. Źle zrobił bowiem skromność Kalba, doskonałego zresztą oficera, byłaby z pewnością w Polsce bardziej na miejscu niż megalomania Dumourieza, która mocno uraziła dumę Polaków. W każdym razie de Broglie był dobrze poinformowany o sytuacji w Ameryce. Był pierwszym który głośno zwracał uwagę że odległy kontynent zaczyna wchodzić do historii.

 

Benjamin Franklin

Benjamin Franklin, dziennikarz, był z pewnością najbardziej wpływowym politykiem amerykańskim z czasów Wojny o Niepodległość. Co nie znaczy że jego wpływy były jakieś ogromne czy decydujące. Zawsze musiał liczyć się, przede wszystkim z Kongresem. Urodził się w 1706 roku w ubogiej rodzinie. Mając 42 lata dorobił się już sporego majątku. Sprzedał wówczas swe liczne drukarnie i wytwórnie papieru po czym poświęcił się badaniom naukowym dzięki którym zdobył pewna renomę i został przyjęty do Towarzystwa Królewskiego w Londynie oraz do paryskiej Akademii Nauk. Wynalazek piorunochronu rozsławił go. W Ameryce zakładał szkoły i biblioteki, przy czym zawsze potrafił zadbać o popularność. Gdy był już jednym z najbogatszych obywateli Filadelfii sam woził taczką papier do swojej drukarni demonstrując w ten sposób swój egalitaryzm.

 Benjamin Franklin  

Kiedy londyński parlament głosował Stamp Act przebywał akurat w Londynie. Wysłali go tam koloniści Pensylwanii by wytoczył proces rodzinie Penn. Miał żądać od króla Anglii żeby sam przejął zarząd nad kolonią. Miał również i inne, tajne zadanie. W imieniu Pensylwanii, Massachusetts i Georgii miał sprzeciwiać się planom nałożenia na te kolonie podatków  bowiem już od pewnego czasu mówiono o tym w izbie gmin. Był Anglikiem z krwi i kości. Marzył o utworzeniu anglofońskiego imperium w którym Atlantyk odgrywałby taką samą rolę jak Morze Śródziemne w świecie antycznym. Chciał by kolonie były reprezentowane w angielskim parlamencie. Do tego musiał jednak przekonać i londyński parlament, żeby powiększył liczbę deputowanych o jakieś 200 członków, ale też i Amerykanów bowiem wielu z nich urządzała zasada: „Żadnych podatków bez przedstawicielstwa” a obecność ich przedstawicielstwa w Londynie pachniała podatkami.

Stamp Act niemile go zaskoczył i był to jednocześnie cios zadany jego politycznym marzeniom. Znał Amerykę i wiedział że konfrontacyjny kurs przyjęty przez Londyn do niczego dobrego nie doprowadzi. Zaraz też rozpoczął kampanię prasową przeciw tej ustawie. Nie przebierał w argumentach. Dowodził że Ameryka nie jest pod żadnym względem uzależniona od Anglii. Bez żenady pisał że sam ogon owiec amerykańskich ma tyle wełny że aby nie wlókł się po ziemi umieszcza się go na 4-ro kołowym wózeczku, że flota angielska nie jest w stanie przeszkodzić w połowach dorsza, czyli podstawowej dla gospodarki amerykańskiej ryby, bo jest go pełno w rzekach i jeziorach śródlądowych Ameryki tam bowiem chroni się przed drapieżnymi rybami morskimi, że w rzekach amerykańskich pełno jest wielorybów które skaczą w górę wodospadu Niagara i inne tego typu brednie. Później Balzac napisze o nim że był wynalazcą „Piorunochronu, farmazoństwa i republiki”.

Oczywiście dżentelmeni z londyńskiego City pokpiwali sobie z tych jego sensacji, ale prosty lud mógł w nie wierzyć i z pewnością niemało się to przyczyniło do licznych apeli i protestów skierowanych w samej Anglii przeciwko Stamp Act. Poza tym to on chyba wynalazł czarną propagandę, czyli dezinformację płynącą jakoby od samego przeciwnika. Później rozpowszechnił na przykład napisany przez siebie rzekomy list księcia heskiego do dowódcy najemników heskich w Ameryce  że marzy o takiej sławie dla swych żołnierzy jaka była udziałem Lacedemończyków pod Termopilami, z których nikt nie wrócił. Miało to swoją wymowę, powszechnie było bowiem wiadomym że książę ten otrzymywał 30 gwinei odszkodowania za każdego zabitego heskiego żołnierza. Talenty Franklina zwróciły na niego uwagę i z polecenia de Broglie zainteresował się nim agent Sekretu, Francois-Michel Durand de Distroff, będący wtedy ambasadorem pełnomocnym w Londynie.

Franklin przyjął to zainteresowanie z pewnym entuzjazmem chociaż pisał do swego syna: „…[Durand] wyraził pragnienie przeczytania wszystkich moich traktatów politycznych. Zaprosił mnie na obiad, stawiał tysiące pytań, traktował z wielką kulturą. Złożył również mi wizytę. Zdaje się że ten intrygancki naród byłby zachwycony gdyby przy okazji mógł wmieszać się między Anglię a jej kolonie i podpalić proch jakim jest w tej chwili napięcie między Anglią a koloniami. Myślę jednak ze nie damy im tej szansy”. Mimo wszystko agent Sekretu tej miary co Durand na pewno dokładnie poznał poglądy polityczne Franklina i jego samego. Sekret uzyskał zatem z pewnością dokładne informacje o nim jako człowieku i polityku. W maju 1775 roku, ugodowo dotąd nastawiony Franklin, zrażony twardą polityką Londynu, wraca do Filadelfii i pisze do swego przyjaciela, deputowanego parlamentu, Strahan, że odtąd są wrogami. Wybrano go do Kongresu i został szefem jego tajnego komitetu korespondencyjnego, który w praktyce miał zajmować się polityką zagraniczną.

 

Wywiad brytyjski we Francji

Szefem brytyjskich służb wywiadowczych był Wiliam Eden. Postawił je na bardzo wysokim poziomie. Na takim jak to może zdarzyło się 3 lub 4 razy w historii Anglii. Znacznie wówczas górowały nad przeciwnikami przy czym francuskie służby wywiadowcze nie były w tym czasie bynajmniej nieudolne. Przeciwnie, były bardzo skuteczne. Dokładnie na przykład znały stan i rozmieszczenie brytyjskich sił lądowych i morskich. Gdyby sam wywiad mógł wygrać wojnę to z pewnością Wielka Brytania tę wojnę by wygrała. Wiliamowi Eden bardzo skutecznie sekundował jego zastępca d.s wywiadu na Francję, Paul Wentworth. Był Amerykaninem z pochodzenia. Długo przebywał na Antylach, w Londynie i w Paryżu.

 Wiliam Eden

Poruszał się po Francji pod 20-toma różnymi tożsamościami. Pod obserwacją brytyjskiego wywiadu był każdy francuski port. Anglicy mieli tam więcej informatorów niż było potrzeba, i to dobrowolnych. Wojna Siedmioletnia i blokada Royal Navy zadała ciosy handlowi morskiemu i wiele domów handlowych doprowadziła do bankructwa a pomoc dla Insurgentów amerykańskich mogła ściągnąć na kark nowy konflikt, lepiej było go stłumić w zarodku donosząc Anglikom. Handlowi zależało na spokojnym morzu bo czerpał z tego korzyści. Oczywiście we Francji Paul Wentworth długo pozostawał nieznany. Co do Wersalu to tam swoją siatką dysponował ambasador, lord Stormont. Był bardzo dobrze poinformowany o tym co tam się dzieje.

 

Oślepienie wywiadu brytyjskiego

Jednym z najważniejszych celów jakie postawił sobie szef francuskiej polityki zagranicznej, Vergennes, było ujarzmienie Anglii. Dlatego uważnie obserwował sytuację tam panującą i jej konflikt z koloniami. Czekał tylko na okazję żeby się do tego konfliktu wmieszać jednak uważał że należy postępować nader ostrożnie bowiem istnieje ogromne ryzyko że w obliczu groźby ze strony Francji zwaśnione partie anglosaskie pogodzą się i zjednoczą przeciwko Francji a wówczas ta zostanie uwikłana w wojnę na której nic nie może zyskać. Niewątpliwie raporty Kalba, a kto wie, może i innych, były mu znane. Uważał że swe zamiary należy dobrze maskować i o ile to możliwe wprowadzić przeciwnika w błąd. Jako weteran Sekretu zabrał się do tego ze znawstwem, stosując wypróbowane metody Sekretu, czyli tajną dyplomację.

Tym razem miał się posłużyć ambasadą francuską w Londynie gdzie od 1770 roku ambasadorem był Adrien Louis hrabia de Guines, człowiek Choiseula. Chociaż był szwagrem de Broglie to jednak obaj panowie nie pałali do siebie sympatią. Nie wiadomo dlaczego, pewnie chodziło o jakieś sprawy rodzinne. Po upadku Choiseula, de Guines nie został usunięty z ambasady mimo że był choiseulistą. Też nie bardzo wiadomo dlaczego. Prawdopodobnie odegrał tu rolę skandal jaki wybuchł w ambasadzie w 1771 roku kiedy to jego sekretarz Tort de La Sonde oskarżył go że podczas kryzysu malwińskiego wykorzystywał swe informacje dla prowadzonej przez siebie spekulacji używając Tort jako swego figuranta. Swe operacje opierał na założeniu że wybuchnie wojna. Ponieważ do niej nie doszło to stracił ogromne sumy które pokrył Tort a których de Guines mu nie zwrócił. W końcu Tort znalazł się w Bastylii a wywołany przez niego skandal został przytłumiony.

De Guines pozostawiono na ambasadzie prawdopodobnie dlatego że odwołując go przyznano by rację Tort. Zaraz potem wybuchła druga afera z udziałem ambasadora, tym razem obyczajowa. Na światło dzienne wyszedł jego romans z lady Crewen, zresztą matką kilkorga dzieci. Zdradzany mąż kiedy się o tym dowiedział zamknął ją w zamku i odgrażał się że wyzwie de Guines na pojedynek. Rzecz jasna w takiej atmosferze niemożliwa była jakaś sensowna dyplomacja poprzez ambasadę i z polecenia Ludwika XV prowadzona była przez emisariuszy którymi kierował Charles de Broglie. Takim emisariuszem był na przykład hrabia de Martange. Rząd brytyjski był wówczas chętny do rozmów z Francją jednak o żadnych bliższych stosunkach francusko-angielskich nie mogło być mowy ze względu na panującą w Anglii niesłychaną frankofobię. Dlatego takie metody dyplomacji go urządzały.

Kiedy w 1774 roku Vergennes objął stanowisko ministra spraw zagranicznych był pewien że ambasada francuska w Londynie jest nafaszerowana brytyjskimi agentami, choćby z powodu afery Tort która posiała tam wiele nienawiści, i ambasadę wykorzystywał dla intoksykacji. Wysyłane tam depesze miały ukrywać jego prawdziwe zamiary. Były po to żeby uspokajać rząd brytyjski co do zamiarów Francji.  Gdy w czerwcu 1775 roku kryzys amerykański zaczął przybierać dramatyczne rozmiary (atak na wzgórza Bunker Hill) Vergennes pisze w depeszy do ambasady: „Duch rewolty, gdzie by się nie pojawił, zawsze stanowi niebezpieczny przykład który może rozpowszechnić się jak zaraza. Ta konstatacja zobowiązuje nas byśmy zapobiegali żeby chimera niepodległości, która z tak straszliwą siłą wybuchła w Ameryce Północnej, nie rozprzestrzeniła się w miejsca które nas na tej półkuli interesują”. W ogólnych zarysach treść depesz wysyłanych do ambasady w Londynie sprowadzała się do schematu:

Czy Francja pragnie rewanżu za Wojnę Siedmioletnią? –  Skądże.
Pirackie wyczyny Brytyjczyków w 1755 roku? –  Zapomniane.
Skorzystać z okazji jaką stwarza kryzys amerykański? – „Naszym jedynym celem jest utrzymanie pokoju z tym państwem [Anglią]…”.
De Guines natomiast, jak na choiseulistę przystało, prowadził hałaśliwą politykę mającą na celu sprowokowanie wojny.  Wymyślał że pod pretekstem wojny z Insurgentami Anglia przerzuciła do Ameryki wojska które w rzeczywistości mają zaatakować Meksyk, miało to skłonić Hiszpanię do reakcji. Składał gwarancje że żadna pomoc francuska nie zostanie wysłana do Ameryki, co groziło Francji wystawieniem na odwet przy pierwszej lepszej okazji i przekonywało do wojny. Sugerował że Londyn prowadzi rozmowy z Madrytem by w ten sposób nakłonić Wersal do przyspieszenia wybuchu konfliktu w obawie ze zerwie z nią jej sojusznik, Hiszpania.

Portrait of David Murray 2nd Earl of Mansfield by Sylvester Harding.jpg lord Stormont

Bardzo wiele trosk przysparzał Vergennes ambasador brytyjski w Wersalu, lord Stormont. Ów niespełna 50-letni mężczyzna posiadał niesłychany talent do zdobywania informacji. W praktyce w Wersalu nie było dla niego tajemnic. Jednak i on i wywiad angielski mieli ciężki orzech do zgryzienia.
Że de Guines pozostał na ambasadzie po upadku Choiseul? – Nic dziwnego, jego usunięcie mogłoby pociągnąć przykre dla Francji skutki, przecież w Londynie były na pewno dobrze  znane jego spekulacyjne szaleństwa.
Parł do wojny? – Nic dziwnego, przecież choiseulista.
Że mimo jawnego prowokowania wojny nadal pozostaje na ambasadzie? – Stormont dobrze wiedział że ma poparcie królowej, która wówczas była pod wpływem choiseulisty Besenvala.
To wszystko było na tyle przekonywujące że w końcu Stormont i Anglicy uwierzyli w pokojowe intencje Vergennes.

8 sierpnia 1775 roku brat króla Anglii, doskonale mówiący po francusku książę Gloucester i jego małżonka, będąc przejazdem do Włoch, złożyli wizytę w Metz. Oczywiście de Broglie, jako doświadczony szef tajnych służb, nie mógł nie skorzystać z takiej okazji by się czegoś nie dowiedzieć, źródło było doskonałe. Przyjął księcia obiadem w którym wzięło udział kilku młodych oficerów z garnizonu, między innymi Gilbert de La Fayette. Gloucester poślubił panią bardzo wątpliwego pochodzenia co ściągnęło na niego niełaskę jego królewskiego brata. Zadłużony po uszy, źle widziany na londyńskim dworze, wolał wyjechać do Włoch by o nim choć trochę zapomniano. W trakcie obiadu wyrażał się o swym bracie z głęboką nienawiścią. Szczególnie krytycznie wyrażał się o polityce amerykańskiej swego brata. Biesiadnicy ze zdumieniem słuchali jak mówił że Londyn brutalnie depcze amerykańskie swobody. Według niego nałożenie podatku na Amerykanów było pogwałceniem świętej dla każdego Anglika zasady: „Żadnego podatku bez przegłosowania go przez opodatkowanych” a amerykańscy koloni nie mieli swych przedstawicieli w izbie gmin.

Gloucester głosił że od 10 lat okłamuje się ich, upokarza i uciska i dlatego mają rację że się buntują a sprawy zaszły za daleko by był jeszcze możliwy jakikolwiek kompromis. Wojna jest nieunikniona i będzie to prawdziwa walka o wolność. To spotkanie wywarło ogromne wrażenie, nie tylko na obecnych. Ostatecznie przekonało i Vergennes i de Broglie że sprawy między Anglosasami zaszły tak daleko iż należy pomyśleć o ingerencji w nie.  Vergennes nie reaguje jednak pochopnie. Postępuje w myśl zasady: „Pozwólmy Anglikom działać na ich własną zgubę”. Zanim zabrał się do działania to jako wytrawny ex-agent Sekretu postanowił zadbać o dokładniejsze informacje. Zdecydował że należy możliwie najlepiej wykorzystać d’Eon. Potrzebny był jednak ktoś do zapewnienia łączności z nim. Sartine polecił mu wówczas Beaumarchais (tego od Cyrulika Sewilskiego). W ten sposób rozpoczęła się współpraca Vergennes z Beaumarchais. Miała ona w sobie coś osobliwego. Beaumarchais mający wszelkie cechy błazna i Vergennes, minister który wszystko traktował poważnie.

W tajnych służbach obowiązywała jednak zawsze zasada że: cnota i powaga nie zawsze idą w parze z efektywnością, a Vergennes miał w Sekrecie 20-letnie doświadczenie. Wysyłając do Londynu Beaumarchais posłużono się starym pretekstem odzyskania dokumentów przywłaszczonych przez d’Eon. 25 sierpnia 1775 roku Ludwik XVI zredagował uroczysty rozkaz dla Beaumarchais, by udał się do Londynu i negocjował z d’Eon. O tym rozkazie z pewnością wywiad angielski się dowiedział i posłużyło to Beaumarchais za przykrywkę. W ten sposób Sekret doprowadził do współpracy dwóch największych trefnisiów Francji: d’Eon i Beaumarchais. Niezrównanych wodolejów i mistrzów przechwalstwa. Po przyjeździe do Londynu Beaumarchais udawał że chce się żenić z d’Eon. Ten z kolei udawał że boi się powrotu do Francji by nie narazić się na zemstę rodziny Guerchy. W rzeczywistości obydwaj z powodzeniem wykonywali otrzymane od Vergennes zadania wywiadowcze. M.in. zbierali informacje o brytyjskiej flocie. Podczas pobytu w Londynie Beaumarchais udawał zaabsorbowanie układami z d’Eon i własnymi sprawami ale spotykał się też ze swym przyjacielem Rocheford a także z Johnem Wilkes, który aktywnie wspierał Insurgentów amerykańskich i był ich tajnym przedstawicielem.

Wiele informacji otrzymywał od należącego do londyńskiej palestry Artura Lee, absolwenta Oxfordu i uniwersytetu w Edynburgu, zwolennika niepodległości amerykańskiej za wszelką cenę, którego lojalizm Franklina irytował. Te informacje nie zawsze były jednak rzetelne. Artur Lee intoksykował Beaumarchais i z agenta informacyjnego zrobił z niego agenta wpływu na własny rząd. Intoksykowany przez Lee Beaumarchais przekazuje mocno przesadzone dane o amerykańskich siłach i możliwościach. Pisał o 38 tys uzbrojonych i zdeterminowanych ludzi pod murami Bostonu, o 40 tys innych stacjonujących w pozostałych częściach kraju. W rzeczywistości Waszyngton nigdy nie miał nawet połowy tych ludzi. Jednak wiele z tego co przekazywał Beaumarchais było prawdą. Dostarczył wiele informacji o wysłanych do Ameryki oddziałach wojskowych, o ruchach flot angielskich, a nawet o wynikach działań wojskowych przeciw Insurgentom, o ekonomii Angielskiej i jej manufakturach.  Dostarczał przy tym wielu szczegółów.

We wrześniu 1775 roku do Filadelfii wysłany został z misją de Bonvouloir, formalnie agent de Guines bo to do niego zgłosił się z ofertą współpracy. W rzeczywistości pewnym jest że był agentem Charlesa de Broglie. Miał nawiązać kontakty z Kongresem, przede wszystkim zapewnić go że Francja w żadnym wypadku nie chce odzyskać Kanady. Vergennes obawiał się że na samą myśl iż Kanada może wrócić do Francji 13 kolonii może się zjednoczyć przeciwko Francji i murem stanąć za Anglią. Miał również zweryfikować informacje dostarczane przez Artura Lee za pośrednictwem Beaumarchais. Jego raporty miały być szyfrowane i wysyłane na konspiracyjne adresy. Nie miał żadnego oficjalnego dokumentu i uprzedzono go że w razie wpadki nikt się o niego nie upomni. Zresztą gdyby go Anglicy schwytali to i tak uznaliby że to kolejna intryga de Guines a intencje Vergennes pozostałyby poza podejrzeniami.

Po przybyciu do Filadelfii Bonvouloir rozpoczął rozmowy z szefem Komitetu Tajnej Korespondencji Kongresu, Benjaminem Franklinem. Ten prosił go o inżynierów wojskowych, o broń i inne zaopatrzenie wojskowe, o otwarcie portów francuskich dla statków amerykańskich, o wyjaśnienie intencji Francji. Co do inżynierów i zaopatrzenia to Bonvouloir nie widział przeszkód. Gorzej było z otwarciem portów dla statków amerykańskich gdyż mogło to sprowokować wojnę z Anglią ale przewidywał że władze francuskie będą przymykały na to oko. Poza tym Bonvouloir poradził Franklinowi żeby Kongres wysłał do Francji swego przedstawiciela który na bieżąco znałby zamiary i intencje dworu francuskiego i mógłby informować o tym Kongres.

W grudniu 1775 roku ambasador Hiszpanii w Londynie, książę Masserano, dostarczył do Francji kopię dokumentu w którym de Guines zapewniał gabinet brytyjski że Francja nie pomoże Hiszpanii jeżeli Anglia nie pomoże Portugalii. W istocie było to kolejne podżeganie do wojny gdyż w ten sposób zachęcano Portugalczyków do zbrojnych wystąpień. Tym razem jednak uznano że de Guines przekroczył granice i to do tego stopnia że Maria-Antonina nie mogła go już obronić. W połowie stycznia 1776 roku Vergennes doprowadził do odwołania go z Londynu bez wyznaczenia jego następcy. Anglicy w tym odwołaniu nie ujrzeli niczego nadzwyczajnego, uznali je nawet za dobrą oznakę, przecież odwołano człowieka który ustawicznie prowokował wojnę. Jednak zwyczaj dyplomatyczny wymagał żeby w takim przypadku odwołano też ambasadora brytyjskiego z Wersalu. Tak się też stało, lord Stormont wrócił do Londynu i wywiad brytyjski oślepł całkowicie, przynajmniej na jakiś czas, ale za to w momencie w którym miały być podejmowane ważne decyzje i w którym ujawniały się prawdziwe intencje i poglądy wpływowych polityków.

C.D.N

Źródło: Gilles Perrault Sekret Króla

 

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.